Tam jest miejsce tylko dla jednego człowieka
„Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach” Flp 3, 8-10
Poznanie Chrystusa jest tak cennym doświadczeniem, że przy nim wszystko inne wygląda jak śmieci. Ale owo poznanie ma dwa aspekty:
poznanie mocy Jego zmartwychwstania
poznanie (w znaczeniu udziału) w Jego cierpieniach
Pierwsze może nam symbolizować góra Tabor, drugie – Golgota. Życie duchowe rozciąga się więc między Taborem a Golgotą. Wiele wspólnot powstających jak grzyby po deszczu po reformie soborowej w Kościele katolickim, czy też wspólnot protestanckich skupiło się na poznaniu mocy Ducha Świętego, który wskrzesza umarłych, uzdrawia, napełnia radością, unosi serce – a wręcz porywa je przed oblicze Boga. To bardzo ważny i duchowo pierwszy akt poznania Jezusa Chrystusa. Najpierw poznajemy Go w jego potędze i sile, by później poznać i właściwie zrozumieć tajemnicę hańby Jego krzyża. Tak zredagowane są Ewangelie. Tak też uczynił Chrystus – najpierw zaprowadził uczniów na Tabor, potem zaprosił na Golgotę. Oba doświadczenia są potrzebne, by w pełni pojąć tajemnicę miłości. Z tego drugiego zaproszenia jednak Apostołowie nie skorzystali.
Dlaczego?
Może nie pojęli wielkości daru, nie pojęli nauczyciela, który mówił: „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem” [Łk 14,27]. Zaproszenie na Golgotę trwa i aktualizuje się w życiu każdego ucznia Jezusa. Jednak wielu dziś z misterium zbawienia wybiera tylko „zmartwychwstanie”- miłość, radość i pokój – owoce Ducha tak chętnie spożywane w grupach charyzmatycznych. Zaproszenie Jezusa jednak jest aktualne: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” [Łk 9,23]
Jaką dzisiaj przyjmuję postawę wobec tego zaproszenia?
Neguję istnienie krzyża, udaję, że nie ma krzyża w moim życiu – łatwiej jest mówić, że nie ma problemu niż się z nim skomunikować i odkryć, że jestem wobec niego bezradny, mało tego, że jestem głęboko nieszczęśliwy z jego powodu: mąż, który mnie nie kocha; szefowa, która robi ze mnie pośmiewisko; dzieci, które o mnie nie pamiętają; brat, który zagarnął spadek; uczniowie, którzy mnie gnębią; Bóg zaprasza Cię, byś się z tym cierpieniem skomunikował – czyli przyjął je takim jakie jest, nazwał je i przyjął cały ból bezradności – ale nie sam, lecz razem z Nim – z Jezusem ofiarując go Ojcu w miłości.
uciekam w dwa światy – kościół i wspólnota religijna staje się miejscem ucieczki od krzyża. W niej mam inny język, inaczej reaguję, czuję się szczęśliwy, a poza nią jest świat w którym muszę stać się kimś innym, by przeżyć. Świat, którego tak na prawdę nie akceptuję: ojciec, który kłóci się z matką, może się rozwodzą; szkoła, w której nie daję sobie rady, wulgarna siostra czy zdradliwy brat; bieda czy choroba. Bóg zaprasza cię, byś wybrał jeden z tych światów, świat miłości, byś wszedł na swój krzyż z miłością, akceptując to miejsce śmierci jako drogę do osiągnięcia pełnego wyzwolenia od nienawiści przez przebaczenie. Jezus zaprasza Cię, byś przyjął całe cierpienie bycia odrzuconym i w tej tajemnicy złączył się Nim i ofiarował Ojcu w miłości.
Uciekam w śmiech – śmieję się, bo w ten sposób mniej boli. Żartuję z tego, co tak naprawdę jest moją śmiertelną raną. Ubieram uśmiech zamiast szaty wstydu. Jezus zaprasza Cię, byś przyjął cały wstyd i wynikające z niego cierpienie: może wstyd posiadania ojca alkoholika; może wstyd za czyny własnego dziecka; a może wstyd posiadania takiego męża czy takiej żony, albo wstyd własnej przeszłości. Ten wstyd, złączony w miłości z Jezusowym wstydem na krzyżu otworzy ci drogę do życia i pokaże drogę, której już może nie widzisz.
Neguję wartość krzyża, uważam, że nie jest potrzebny do szczęścia. Wyrzucam ze swojej świadomości i ze swojego życia wszystko, co sprawia mi przykrość: porzucam lekcje angielskiego, bo nie miałem dobrych wyników; porzucam relację, w której muszę się do czegoś zobowiązać; odrzucam od siebie myśl, że mógłbym być chory, bo życie na wózku nie ma sensu; uciekam z domu, bo tu tylko same obowiązki. Jezus mówi Ci: weź to cierpienie, ono Cię oczyści z ciebie samego, zdetronizuje bożka własnego „ego”, nauczy pokory, bez której nie jesteś w stanie przyjąć miłości. Ono Cię uzdrowi i da moc radowania się każdym czasem – tym wypełnionym obowiązkami i tym, w którym wypoczywasz.
Przerzucam krzyż na ramiona innych, czekam, że inni rozwiążą moje problemy i obrażam się, że jeszcze mi nie pomogli. Obarczam winą tych co są obok, bo tak jest mi lżej; uważam się za ofiarę ludzkiej znieczulicy, jestem ostatnim sprawiedliwym, którego odepchnął zły świat. Jezus nie potępił świata i zaprasza Cię do tego samego. Zaprasza Cię, byś zobaczył, że właśnie Ty masz podjąć te zadania, które tak łatwo przypisujesz innym. Mówi: nie oglądaj się na innych „ty pójdź za mną”. Pokochaj tych, którzy nie potrafią już kochać, ty zacznij pierwszy.
Święty Paweł traktował jako wielki zaszczyt możliwość znoszenia cierpienia z powodu Ewangelii Jezusa Chrystusa, bo w ten sposób bardziej poznawał serce swego Mistrza, który przecież „został obarczony naszym cierpieniem”. Prawdziwa bowiem radość Ducha pochodzi z ofiary! a więc rodzi się w bólu i ciemności. Kto odrzuci źródło, szybko wyschnie i zwiędnie cała jego radość.
Jest jednak jeszcze jedna tajemnica, która kryje się w krzyżu: Na krzyżu jest miejsce tylko dla jednego człowieka. To znaczy, że zaproszenie, które Jezus kieruje do ciebie jest osobiste i niepowtarzalne. Nikt inny nie może Cię wyręczyć w twoim umieraniu. Prawdziwa więc postawa wobec krzyża może się wyrażać w zdaniu: „wypełnię wolę Bożą nawet, gdybym był jedynym człowiekiem na świecie, który ją wypełni”. Tak właśnie stało się w krzyżu Jezusa. Jedyny sprawiedliwy- wypełnił wolę Ojca do końca, choć pozostał sam, odrzucony i niezrozumiany przez swój lud, a nawet przez uczniów. Z tej tajemnicy wynosimy więc potrójną naukę o miłości krzyża:
jeden za wszystkich – miłość ofiarna. Gotowy jestem kochać, nawet, gdybym sam pozostał niekochany, gotowy jestem ofiarować siebie, nawet, gdyby mi nikt nic nie ofiarował,
jeden dla wszystkich – miłość służebna. Gotowy jestem stać się sługą wszystkich, nawet, gdyby nikt mi nigdy w niczym nie usłużył,
jeden mimo wszystkich – miłość wierna. Gotowy jestem stanąć przy Chrystusie, zachować Jego słowa, nawet, gdyby wszyscy Go opuścili.
Jest jednak niebezpieczeństwo trwania w miłości wirtualnej, w iluzji własnej pobożności. Piotr też myślał, że nie opuści Jezusa, nawet, gdyby inni Go opuścili. i zawiódł. Ale właśnie krzyż Mistrza zweryfikował prawdę jego serca. Piotr stracił szansę poznania Jezusa na Golgocie. Jezus po zmartwychwstaniu mówi do niego: „czy miłujesz mnie bardziej aniżeli ci?” – uświadamiając mu, że krzyż trzeba podjąć już teraz, nie oglądając się na nikogo, ani na nic, kierując się wyłącznie miłością, którą ma do Niego. Jezus objawił Piotrowi prawdę: „poprowadzą cię tam dokąd nie chcesz” – dziś jeszcze nie chcesz krzyża, ale w przyszłości dojrzejesz w miłości i poznasz Pana przez udział w Jego cierpieniach i tak uwielbisz Boga.