SIŁA NASZEJ NADZIEI (fragment książki Nadzieja zawieść nie może. Rekolekcje kapłańskie)

Autor tekstu
Ks. Tomasz Horak
Czytanie: Hbr 9,11-15Bracia! Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką – to jest nie na tym świecie – uczyniony przybytek, ani nie przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie.Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu. I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.

Czytanie: Hbr 9,11-15

Bracia! Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką – to jest nie na tym świecie – uczyniony przybytek, ani nie przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie.Jeśli bowiem krew kozłów i cielców oraz popiół z krowy, którymi skrapia się zanieczyszczonych, sprawiają oczyszczenie ciała, to o ile bardziej krew Chrystusa, który przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu. I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy.

Ewangelia: Mk 14,12-16.22-26

W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: Gdzie chcesz, abyśmy poszli poczynić przygotowania, żebyś mógł spożyć Paschę? I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: Idźcie do miasta, a spotka was człowiek, niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiecie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas. Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, gdzie znaleźli, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym. Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej.

Oczarowani i już obyci ze Mszą św.

W pierwszej nauce, na rozpoczęcie rekolekcji, wspominałem swoje pierwsze doświadczenie przestrzeni kościoła. Musiała to być Msza św., bo ten welon (zielony) na kielichu. Do pierwszej komunii minęło ładnych kilka lat. Kiedy Msza św. oczarowała mnie? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Wiem na pewno, że mnie oczarowała. I to zanim zostałem ministrantem. A więc wtedy, gdy nie miałem dziesięciu lat. Nie bez znaczenia była architektoniczna tajemniczość kościoła. Wszystkie jego zakamarki i niedostępne pomieszczenia intrygowały. Wszystkie wydawały się potrzebne tajemnicy, która tutaj się dokonywała. To oczarowanie potęgował język i tajemniczość gestów, jakie ksiądz wykonywał przy ołtarzu. A było ich wtedy więcej i stanowczo niezrozumiałych, zwłaszcza dla dziecka. I niech mi nikt nie mówi, że były zbyteczne. Dzięki temu zaczęła się moja przygoda. Zostałem ministrantem. Sługą Eucharystii. Mądrze to dziś brzmi. Ale przygotowując się do egzaminu z łacińskiej ministrantury, dowiedziałem się i tego, że ministrować znaczy służyć. Oczarowany byłem bardzo. Myślę, że każdy z nas ma tu swoje doświadczenia i w najgłębszej warstwie są one do siebie podobne mimo różnic naszych życiorysów, środowisk, czasu.

Boża pedagogika jest konsekwentna: najpierw oczarować człowieka. Pociągnąć ku tajemnicy. Bo Bóg jest i pozostanie tajemnicą zawsze. Nawet w niebie nie pojmiemy Go do końca. Byłem już wikarym na trzeciej mojej placówce, Nysa, spore miasto. Zmęczony katechezą odprawiam mszę św. W głowie pustka. Patrzę do mszału – otwarty na „Ojcze nasz”, ale nie mam pojęcia, czy „Ojcze nasz” ma być, czy już było. Skinąłem na ministranta, pytam. Chłopiec patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Nie mogę się dłużej zastanawiać, chwili nie zatrzymasz. Zacząłem więc czytać embolizm. Zakrystianka nie komentowała, widocznie wszystko było po kolei. A może i ona miała chwilę „wyłączenia”? Co to było? Rutyna? Zbytnie obycie się z tym, co było tak tajemnicze i pociągające? Grzech niedbalstwa? Rozproszenie? Może każda z tych spraw po trosze.

Każdy z nas ma swoje doświadczenie Mszy św. – pierwsza w życiu Msza neoprezbitera. Pierwsza w pierwszej parafii. Pierwsza w obcym języku. Pierwsza dla przedszkolaków. Pierwsza w czasie wielkiej uroczystości. I te codzienne, zwyczajne, w kilka tylko osób, gdy całkiem dosłownie „dwaj albo trzej” są przy ołtarzu w imię Jezusa. I te świąteczne, z tłumem ludzi i obłokami kadzidła. A może i te turystyczne w jakiejś kapliczce czy wokół stołu góralskiej chaty. Któraś będzie ostatnia. Oby w ostatnim dniu życia. Bo bywa inaczej: Eucharystia, bez której żyć nie potrafię, może stać się tylko Komunią, którą mi ktoś przez długie miesiące będzie przynosił do łóżka. Tak też bywa. Scenariusze pisze Ktoś inny, nie my. Jeśli będzie tak, jak wspomniałem, będę starał się uprzytomnić sobie każdego dnia, że Jezus ofiarując siebie na ołtarzu krzyża, był unieruchomiony bez reszty i w bólu.

Stróże świętej Eucharystii

Ojciec św. Jan Paweł II w encyklice o eucharystii pisze:

Kościół otrzymał Eucharystię od Chrystusa, swojego Pana, nie jako jeden z wielu cennych darów, ale jako dar największy, ponieważ jest to dar z samego siebie, z własnej osoby w jej świętym człowieczeństwie, jak też dar Jego dzieła zbawienia. Nie pozostaje ono ograniczone do przeszłości, skoro „to, kim Chrystus jest, to, co uczynił i co wycierpiał dla wszystkich ludzi, uczestniczy w wieczności Bożej, przekracza wszelkie czasy i jest w nich stale obecne...” [KKK] (EdE 11).

Jesteśmy stróżami świętej Eucharystii. Że świętej, unaoczniło mi to kiedyś charakterystyczne, choć niecodzienne wydarzenie: Damaszek, a więc Syria, kraj mahometański. Hotel Orient Palace. W pokoju zepsuł się zamek przy drzwiach. A właśnie tu miała zacząć się Msza św. Koncelebrowało ją pięciu kapłanów wędrujących szlakami św. Pawła Apostoła. Stół, mały krzyżyk, świeczuszka, podróżny mszał, lekcjonarz i kielich. Jedna stuła założona na koszulę. W chwilę po przeistoczeniu do pokoju wpadł jak bomba rozczochrany Arab w rozchełstanej, brudnej koszuli. W ręku coś trzymał. Pewnie kolejny „handlarz” usiłujący sprzedać turystom jakiś rupieć. Wpadł – i po dwóch krokach stanął jak wryty. Chwilę stał nieruchomo. Potem, krok po kroku, tyłem zaczął się wycofywać na palcach. Najwyraźniej coś go zaskoczyło. Nie mógł wiedzieć co. Bez wątpienia był muzułmaninem, skąd miał więc wiedzieć, co robimy przy stole? Jego postać i jego reakcja utkwiły mi mocno w pamięci. Co go zatrzymało? Co jednemu z hałaśliwych zwykle Arabów kazało uszanować coś, czego nie rozumiał? Mam na to jedną odpowiedź: to było promieniowanie tajemnicy. A może powiedziałem za mało? To przecież było otarcie się o świętość – nieuświadomione, ale widocznie odczuwalne.

Oczywiście, takie zajście potwierdza to, co wiemy doskonale chyba od dnia pierwszej Komunii: Eucharystia to świętość. Wielka, niepojęta, a zarazem bliska, niosąca pokój i budząca w człowieku nową energię. Ojciec św. – mam na myśli jeszcze Jana Pawła, ale Benedykt jest tu w pełni kontynuatorem… Otóż i jeden i drugi w różnych dokumentach przypominają, uczą, ukazują nowe perspektywy naszego udziału w Eucharystii. Najwięcej jednak mówi postawa jednego i drugiego czasie celebracji. I tak było zawsze – od kiedy ich pamiętamy. My też jesteśmy stróżami Eucharystii. Co to znaczy?

Musimy czuwać by była sprawowana „od wschodu do zachodu słońca” – wedle słów proroka. Z ludem, dla ludu na chwałę Boga. Boję się wpływu zachodu, gdzie Eucharystia jest jakby dyskretnie odsuwana na bok, albo przesłaniana przez różne elementy zewnętrzne, nieraz widowiskowe. Jako kapłani musimy być żywą katechezą – od przygotowania przy komputerze potrzebnych tekstów, poprzez zakrystię, po każdy – nawet mimowolny gest – przy ołtarzu. Gest, który musi mieć pokrycie w sercu, w myśli, w podświadomości nawet.

Eucharystia to także nieustająca obecność Pana w świątyni. W naszym zabieganym życiu nie jest łatwo o stały czas na adorację. A przecież jest to jedna z potrzeb kapłańskiego serca. Być blisko Przyjaciela. Kładę to mocno na serce każdego z was, Czcigodni Bracia, bo bez codziennych chwil w obecności Pana, nasze posłannictwo może wyjałowieć. Staniemy się urzędnikami Pana Boga, nie Jego świadkami. Trzeba umieć wczuć się w chwile, gdy jesteśmy z Jezusem eucharystycznym blisko. Np. w drodze do chorych (to przecież godzina albo i więcej takiej intymnej adoracji Pana!), siedząc i czekając w konfesjonale, towarzysząc różnym pracom – zwłaszcza blisko ołtarza i tabernakulum…

W tym miejscu znowu cytat z encykliki o eucharystii: Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim „sztuką modlitwy”, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie! (EdE 25).

Siłą tego chleba iść jak Eliasz

Siły i wsparcia nam trzeba. Jeszcze raz sięgam do encykliki o Eucharystii:

Jeżeli Eucharystia stanowi źródło i szczyt życia Kościoła, tak samo jest nim w odniesieniu do posługi kapłańskiej. Stąd też wyrażając wdzięczność Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu, raz jeszcze powtarzam, że Eucharystia „jest główną i centralną racją bytu sakramentu Kapłaństwa, który definitywnie począł się w momencie ustanowienia Eucharystii i wraz z nią (EdE 31).

Moja myśl biegnie ku Eliaszowi. „Prorok jak ogień”, a jednak miał chwile trudne, bardzo trudne. „Eliasz, ratując się ucieczką,... poszedł na odległość jednego dnia na pustynię. Usiadłszy pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: Wielki już czas, o Panie. Odbierz mi życie...”. Wiemy, co było dalej. Wiemy, że podobnie bywa w naszym życiu – do tego trudnego wątku wrócę w osobnym temacie. A oto anioł, trącając go, powiedział mu: «Wstań, jedz!» Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga». Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb (1 Krl 19,1nn).

Moc i siła Eucharystii jest siłą samego Zbawiciela. Bo to przecież jest On sam. Ale Eucharystia, inaczej mówiąc sprawowanie Mszy św., jest nieodłączne od wspólnoty. Nigdy nie jestem sam. Choćby była jedna przysłowiowa babcia w kościele, choćby był jeden minstrancik. Zanim stanie pośród nas Pan, już siła wiary i moc obietnicy „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20) w przedziwny sposób materializuje się i podnosi człowieka na duchu. Bardzo cenię sobie tę wspólnotę w mojej parafii. To wspólnota ministrantów (chłopców i dziewcząt) – od malców z trzeciej klasy po studentów. Jakże wiernie przychodzą, by codziennie ze mną uobecniać tajemnicę Pana. Równolegle z nimi tych kilka osób, które każdego dnia są na Mszy św. Wokół nich dopiero zawiązuje się codzienne grono także innych kobiet i mężczyzn. Komunia z braćmi i siostrami prowadzi do Komunii z Panem. A potem można iść w drogę, jak Eliasz. I już nie jest ciężko, i już nie szukam samotności, by mówić Panu „Odbierz mi życie”. Do świętej góry Horeb mam pewnie jeszcze daleko, bardzo daleko. Ale dojdę. Ty też dojdziesz. Tylko siły szukaj u Pana, w Eucharystii: We wspólnocie wiary, w słuchaniu Jego słowa, w karmieniu się Jego Ciałem.

Zakończę słowami papieża Benedykta XVI z posynodalnej adhortacji Sacramentum Caritatis:

Związek pomiędzy tajemnicą, w którą się wierzy, i tajemnicą, którą się celebruje, wyraża się w sposób szczególny w teologicznej i liturgicznej wartości piękna. Liturgia bowiem, jak i zresztą Objawienie chrześcijańskie, ma wewnętrzny związek z pięknem: jest veritatis splendor. W liturgii jaśnieje tajemnica paschalna, poprzez którą sam Chrystus pociąga nas do siebie i wzywa do komunii... Odnoszenie się do atrybutu piękna nie jest jedynie estetyzmem, ale jest sposobem docierania do nas prawdy o miłości Boga w Chrystusie poprzez piękno. Fascynuje nas i porywa, odrywając od nas samych i pociągając ku naszemu prawdziwemu powołaniu: ku miłości... Prawdziwym pięknem jest miłość Boga, która definitywnie objawiła się nam w tajemnicy paschalnej.

Piękno liturgii jest częścią tej tajemnicy; ona jest najwyższym wyrazem chwały Bożej i stanowi, w pewnym sensie, otwarcie się Nieba ku ziemi. Pamiątka odkupieńczej ofiary niesie w sobie ślady tego piękna Jezusa, o którym Piotr, Jakub i Jan dali świadectwo, gdy Mistrz, w drodze do Jerozolimy, przemienił się wobec nich. Piękno nie jest więc jedynie czynnikiem dekoracyjnym liturgii; ono jest jej elementem konstytutywnym, gdyż jest atrybutem samego Boga i Jego Objawienia. Wszystko to winno sprawić, byśmy byli świadomi, jaką należy zachować uwagę, by liturgia jaśniała zgodnie z jej właściwą naturą [SC 35].

(fragment książki Nadzieja zawieść nie może. Rekolekcje kapłańskie) Wydawnictwo WAM