Czy nadszedł czas na kapłańską pobudkę?

Autor tekstu
Magdalena Lemańska
Do napisania skłonił mnie tekst ks. Ignacego Solera, który „dziękuje Bogu za koronawirusa” i „cieszy się, bo w tym czasie może „organizować sobie czas dla własnego rozwoju, zgłębiać teologię, szlifować języki i smakować literaturę piękną”.

Takie sformułowanie uderzyło mnie pewnym … brakiem wrażliwości i współodczuwania z innymi, dla których koronawirus wiąże się z cierpieniem fizycznym i psychicznym, a dla niektórych nawet śmiercią - własną (niekoniecznie nawet w sensie dosłownym - ale psychiczną lub duchową)  lub śmiercią najbliższych. Skłania również do refleksji na temat kapłaństwa w obecnych czasach; na temat roli księdza, która nie jest już tak łatwa do uchwycenia i zdefiniowania jak było to jeszcze kilka lat wcześniej. 

Czy dzisiaj potrzebujemy księży? A jeśli tak, to jakich? Czy sami księża są świadomi własnej roli? 

Ostatnie trudne tygodnie obfitowały w niewiarygodną  wręcz „aktywność duszpasterską” księży. Aktywność budzącą zdumienie i niedowierzanie, jeśli nie wręcz grozę.  Aktywność i w sieci, i „w realu”.  W sieci, poczynając od setek filmików z poradami typu „jak pić yerba mate w maseczce?”,  a kończąc na relacji z tysięcy mszy odprawianych w pustych kościołach.  W realu??? Chciałabym spuścić zasłonę miłosierdzia, ale skoro zdecydowałam się na napisanie tego tekstu, to wymienię tych aktywności choć kilka. 

Na przykład, cytując dokładnie z prasy (Gazeta Wrocławska, 15.03.2020):  „Proboszcz parafii św Józefa w podwrocławskiej Żórawinie w sobotnie popołudnie latał nad Wrocławiem samolotem z monstrancją, figurką Matki Boskiej i relikwiami Jana Pawła II w kokpicie. W samolocie modlił się o „oddalenie pandemii koronawirusa” od Wrocławia, Dolnego Śląska, Europy i świata. Na facebookowym profil parafii pojawił się filmik z tego wydarzenia.”

Wrocław nie tylko tym się wsławił. We „Wprost” można było przeczytać, że kolejny ksiądz  ogłosił, że epidemia to kara za homoseksualizm i aborcję. „Podczas kazania ksiądz bardzo żywiołowo dowodził, że maseczki i żele antybakteryjne nie pomogą nam w walce z koronawirusem, bo tylko modlitwa może ochronić ludzi.” Tłumaczył, że „epidemia to kara boska za życie w grzechu: za homoseksualizm, za pary, które mieszkają razem bez ślubu i za tych, którzy „mordują nienarodzone dzieci.”  Niestety, na tym nie zakończyło się kazanie. Ksiądz stwierdził również, że „wirus rozprzestrzenił się w Chinach, bo Chińczycy są brudni, jedzą nietoperze i martwe płody.”
A jak zareagowali księża na apele dotyczące bezpieczeństwa? Delikatnie rzecz ujmując, w sposób … interesujący; ale no cóż, przykład płynie z góry. W odpowiedzi na apel abpa Stanisława Gądeckiego, aby … w kościołach odprawiano z tego powodu więcej mszy świętych (!), w parafii w Mierzynie koło Szczecina księża wymyślili na przykład, że w ciągu jednego dnia „46 Mszy będzie sprawowanych w 4 miejscach: w kościele, namiocie przy kościele, namiocie przy plebanii i w biurze parafialnym. Będą się odbywać co godzinę od 7:00 lub 9:00 do 19:00”.

Na uwagę zasługuje też słynna  wypowiedź na temat koronawirusa ks. Guza, legitymującego się tytułem profesorskim. Mianowicie, ks. Guz stwierdził, że 
"Pan Bóg żadnych wirusów nie rozprzestrzenia, bo jest święty. Jego bytowość jest święta - zarówno w wymiarze Jego boskości, jak i Jego człowieczeństwa". Stwierdził również, że "kapłan ma konsekrowane dłonie (...) jako jedyna osoba w zgromadzeniu liturgicznym ma umywane dłonie przy lavabo, czyli przy ofiarowaniu darów dla Boga przez wierzący naród. A więc kapłan ma nie tylko umyte ręce w sensie takim, jakiego oczekuje pan minister zdrowia w Rzeczypospolitej Polskiej, lecz kapłan ma umyte ręce w sensie nadprzyrodzonym czyli łaski. Zatem żadne udzielanie Komunii świętej do ust nie zagraża ani jednemu Polakowi, obywatelowi RP, roznoszeniem jakichkolwiek wirusów, bo to jest akt święty".

Nawet przeciętny katolik, nie mający zbyt wiele do czynienia z teologią ma prawo osłupieć. Jednak biada tym, którzy próbują zaprzeczyć tym oczywistym nonsensom! Ks. Alfred Wierzbicki w jednym z programów telewizyjnych surowo i krytycznie odniósł się do poglądów głoszonych przez ks. Guza.  W odpowiedzi na to … lubelski arcybiskup upomniał go i wezwał do publicznych przeprosin! 

Patrząc na te wszystkie poczynania duszpasterzy, katolik jest zdezorientowany. Odnosi wrażenie, że takiego zamieszania i kryzysu dawno nie było. Rozgląda się za autorytetem mówiącym ludzkim głosem przyzwoitego, rozsądnego człowieka; empatycznego i wrażliwego; biorącego pod uwagę „tu i teraz”. Zapatrzonego w Ewangelię, a nie w kurczowo broniącego skostniałych, niedobrych struktur. 

Wszystko wskazuje na to, że rola kościoła i rola kapłana już nie będzie taka jak kiedyś. Że ksiądz to niekoniecznie strażnik, pilnujący Jezusa, aby nie „uciekł” z tabernakulum, mający władzę „przemieniania” Go swymi „nieskalanymi” rękami. Że Jezus nie musi być uwięziony w kościele. 

Jezuita Dariusz Piórkowski mówi: „Bo przecież jeśli ktoś ciągle powtarza, że Pan Jezus czeka na nas w kościele, w tabernakulum, a my do Niego nie przychodzimy, aby nas pocieszył (bo nie możemy), to do czego sprowadzamy obecność Zmartwychwstałego Pana? Czynimy z Kościoła starotestamentalną świątynię jerozolimską. Kościół wtedy pozostaje tylko kościołem, miejscem kultu, często oddzielonym od życia. Przyglądam się czasem co poniektórym duszpasterzom, z pewnością gorliwym, którzy za wszelką cenę próbują jednak ratować co się da i stają na głowie: spowiedź jak w McDonaldzie, święcenie pokarmów na odległość (z samochodu). Pytanie jednak, co tutaj chce się tak naprawdę ratować? Czy rzeczywiście chodzi o spowiedź i łaskę, a może o lęk przed utratą czegoś, co sami zbudowaliśmy, ale już się nie sprawdza? Nagłe zniknięcie wiernych z kościołów rzeczywiście rodzi obawę, czy oni jeszcze wrócą. Ale czy właśnie sam ten lęk nie odsłania pewnej słabości wiary tych, którzy może nie wrócą? Czy po pandemii mamy po prostu wrócić na stare koleiny a może trzeba będzie wytyczyć nowe?”

W podobnym duchu wypowiada się czeski ksiądz Tomáš Halík. "O ile pierwszych chrześcijan ludzie rozpoznawali z powodu ich wzajemnej miłości, tak dziś ludzie nas, chrześcijan poznają po tym, że w niedziele chodzimy do kościoła" - mówił ks. Halík w homilii wielkanocnej.

"Osłabienie wpływu Kościoła nie jest tylko skutkiem jakichś wpływów zewnętrznych. Przestańmy narzekać na tsunami sekularyzmu, materializmu, konsumpcjonizmu czy jak by się jeszcze mogły nazywać te straszydła z umoralniających kazań. (...) Przecież widać to także u nas, że do przestrzeni uwolnionej przez wiarę nie wstąpiła nauka i rozum, ale raczej wszelkiego rodzaju przesądy" – mocne słowa księdza Halika wydają się być bardzo bliskie prawdy. Jaką widzi on receptę na to? 

"Szukajmy Boga raczej jako źródło siły i inspiracji dla tych, którzy w czasie katastrof nie myślą tylko o sobie, ale ofiarnie pomagają innym. Bóg działa jako solidarna miłość także w tych, którzy nie znają i nie wzywają jego imienia. Bóg jest dyskretny i pokorny".

Halík podkreślał również, że „jako chrześcijanie powinniśmy być gotowi na zupełnie inny Kościół.”  

Zmiany te nie mogą być jednak jedynie kosmetyczne. Polegające na spowiedzi z okien samochodów, transmisjach internetowych z pustych kościołów, oblatywaniu miasta z Najświętszym Sakramentem, czy zwiększaniu ilości Mszy do 46 dziennie. Jak pisze ks. Halik, „Bóg chce chyba od nas więcej, niż tylko tego, abyśmy zamienili prezbiterium kościoła na mszę w telewizji”; przestrzega on również  abyśmy „nie skupiali się nad pustymi kościołami, bo przez to może umknąć nam najważniejszy przekaz płynący pustego Grobu Pańskiego: Nie ma Go tu". 

Na uwagę zasługuje również głos o. Mariusza Kapronia, franciszkanina. Uważa on, że teraz, w czasie pandemii jest czas na post eucharystyczny
Apelował on do księży, aby nie sprawowali Eucharystii podczas pandemii, o. Mariusz pisze: "dopóki wszyscy nie będziemy mogli zgromadzić się na Eucharystii, to taka Eucharystia jest wypaczeniem nakazu Chrystusa: To czyńcie na moją pamiątkę". Liturgia to jednak nie dzieło magiczne: ksiądz nie posiada jakiś nadprzyrodzonych zdolności to przemieniania rzeczy jedne w drugie . Chrystusowy nakaz: „To czyńcie na moją pamiątkę” został skierowany do całego Ludu Bożego, a nie tylko do wybranej grupy mężczyzn. Jeżeli więc chcemy używać scholastycznego terminu „konsekracja”, to dokonuje jej całe zgromadzenie, a nie jedynie ksiądz. Możemy zatem w ekstremalnej sytuacji dopuścić możliwość Eucharystii bez księdza, ale nie możemy dopuścić bez wspólnoty Ludu Bożego. Ta wspólnota musi być rzeczywista, a nie duchowa lub wirtualna”.

Czytając te wypowiedzi, można faktycznie zastanawiać się z punktu widzenia osoby świeckiej, jaka jest obecnie rola księdza. A czy sami księża to wiedzą? 
 

Link do wpisu, który był inspiracją do napisania artykułu