II Niedziela Zwykła (J 2,1-12) - Rok C

Jakie to piękne odniesienie do Eucharystii, Mszy św., „źródła naszego życia duchowego” – słowo Chrystusa powtórzone przez kapłana sprawia, tę nieprawdopodobną przemianę – chleba w Ciało, wina w Krew Chrystusa. Wielka nauka wiary płynie stąd dla nas. Uwierzyć, nie tracić nadziei, choćbym był niczym, mogę stać się kimś, gdy uwierzę w słowo Chrystusa. Choćbym był tak bezbarwny i bez wyraźnego smaku jak woda, mogę stać się cudownym w smaku winem.

Jakie to piękne odniesienie do Eucharystii, Mszy św., „źródła naszego życia duchowego” – słowo Chrystusa powtórzone przez kapłana sprawia, tę nieprawdopodobną przemianę – chleba w Ciało, wina w Krew Chrystusa. Wielka nauka wiary płynie stąd dla nas. Uwierzyć, nie tracić nadziei, choćbym był niczym, mogę stać się kimś, gdy uwierzę w słowo Chrystusa. Choćbym był tak bezbarwny i bez wyraźnego smaku jak woda, mogę stać się cudownym w smaku winem.

II Niedziela Zwykła (J 2,1-12)

W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: Nie mają już wina. Jezus Jej odpowiedział: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: Napełnijcie stągwie wodą! I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu! Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni. 

ZAWIERZYĆ BEZGRANICZNEJ MOCY CHRYSTUSA

Jesteśmy świadkami pierwszego cudu Jezusa, niepodobnego do innych cudów i wyjątkowo wyraźnie pokazującego wszechmoc Jezusa Syna Bożego. Zdawałoby się, że ten cud nie był konieczny, nie ratował życia czy zdrowia człowieka, nawet nie był dla poratowania dokuczliwego głodu - jak przy rozmnożeniu chleba. Był to jednak cud bardzo wyraźny. Inne cuda Pana Jezusa jakoś bazowały za normalnych procesach przyrody, prostowały je, odwracały, bogaciły – tak było z cudownym rozmnożeniem chleba, połowem ryb, uzdrowieniem i wskrzeszeniem. Ten cud był całkowitą przemianą materii. Pan Jezus w Kanie, nawet na naczynia do napoju wziął stągwie przeznaczone do oczyszczeń. Jakby chcąc pokazać, że tylko Jego wszechmocne słowo tu się liczy, by woda stała się winem.

Jakie to piękne odniesienie do Eucharystii, Mszy św., „źródła naszego życia duchowego” – słowo Chrystusa powtórzone przez kapłana sprawia, tę nieprawdopodobną przemianę – chleba w Ciało, wina w Krew Chrystusa. Wielka nauka wiary płynie stąd dla nas. Uwierzyć, nie tracić nadziei, choćbym był niczym, mogę stać się kimś, gdy uwierzę w słowo Chrystusa. Choćbym był tak bezbarwny i bez wyraźnego smaku jak woda, mogę stać się cudownym w smaku winem.

Musimy tylko zawierzyć się bezgranicznej mocy Chrystusa.

ks. Mariusz Kunicki

BOGU CHODZI NADE WSZYSTKO O SPOTKANIE

Patrząc bardzo powierzchownie na wydarzenia opisane w dzisiejszej Ewangelii na pierwszy plan wysuwa się cud, którego dokonał Jezus. Cud bowiem rozumiemy najczęściej jako nadzwyczajną interwencję Pana Boga w życie człowiek, aby wspomóc go, zachować, lub uratować od jakiegoś nieszczęścia. Dostrzegamy szczególny dar, który pochodzi od Boga. Gdybyśmy dziś byli na uczcie weselnej w Kanie Galilejskiej, pewnie najwięcej mówilibyśmy o cudzie dobrego wina, które sprawił Jezus. Może nawet żałowalibyśmy, że nie uczynił tego na początku uczty. Tymczasem zupełnie inaczej do cudu podchodzi sam Jezus. To pewnie oddźwięk słów Starego Testamentu: "Myśli moje nie są myślami waszymi - mówi Pan Bóg". Chrystus traktuje cud jako słowo skierowane do człowieka. Jego nadzwyczajna interwencja na weselu w Kanie jest w rzeczywistości zaproszeniem do rozmowy z Nim.

Bogu chodzi nade wszystko o spotkanie, o dialog miłości, a dar traktuje jedynie jako okazję do tego spotkania i dialogu. My zadowalamy się darem, a na Dawcę nie zwracamy uwagi, nie czynimy też wysiłku, aby rozszyfrować znaczenia słowa, jakie do nas skierował. Święty Jan Apostoł i Ewangelista, świadek cudu w Kanie Galilejskiej, zanotował: "Jezus objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie". Oni nie zatrzymali się na darze, ale utkwili swoje oczy w Dawcy. Odczytali Słowa Mistrza, które do nich skierował. Cuda Jezusa zawsze były częścią Jego misji. One docierały do słuchaczy jako znak skuteczności słowa i tak też winny być odbierane przez nas. Każda cudowna interwencja Boga w nasze życie jest Jego wezwaniem skierowanym do nas. Przy takim spojrzeniu na cud łatwiej nam zrozumieć jego społeczny wymiar. Interwencja Boga ma na uwadze dobro nie tylko jednostki, ale i wspólnoty. Przez cuda Bóg mówi do tych, których ubogaca bezpośrednio, i do wszystkich, którzy są świadkami cudu lub o nim słyszą.

Dlatego jeśli cud traktujemy tylko jako sensację lub "załatwieniem" sprawy u Boga, to nie należy się dziwić, że tak rzadko mamy z nim do czynienia. Gdyby po cudzie ci, którzy są jego świadkami, "uwierzyli w Chrystusa", jak to czynili uczniowie Jezusa w Kanie, cudów byłoby równie wiele jak w czasach ewangelicznych. To nie Bóg nie chce czynić cudów, lecz ludzie nie chcą ich odbierać tak, jak On tego pragnie. Większość z nas jest gotowa ubiegać się o cuda, byle tylko nie usłyszeć, czego oczekuje od nas Pan Bóg. W życiu każdego z nas mają miejsce cuda. Niewielu z nas traktuje je jednak jako zaproszenie do rozmowy z żywym Bogiem.

ks. Piotr Zygmunt

Dyskrecja Matki…

Jak bardzo dyskretna i trudno dostrzegalna jest obecność Marii w życiu Pana Jezusa. Przypomina nam o tym dzisiejsza Ewangelia o wydarzeniu w Kanie Galilejskiej. Starosta weselny zachwycał się smakiem podawanego wina, nie wiedząc skąd ono pochodzi, pochwalił za taką gościnność młodego pana. Tymczasem on również nie znał przyczyny dobrodziejstwa, w którym uczestniczył. Cały łańcuch troski, którą zostali objęci nowożeńcy i goście na weselu w Kanie Galilejskie, znali tylko słudzy. Do nich bowiem zwróciła się Maria z prośbą o wypełnienie Jezusowego polecenia, oni mogli dostrzec dyskretną rozmowę Matki z Synem.

Podobnie jest z obecnością matki w naszym codziennym życiu. Młody człowiek często patrząc przed siebie nie chce uwzględnić spojrzenia z perspektywy matki. Zdarza się, że zupełnie odrzuca jej dobre rady, upomnienia czy porady, dopóki czegoś mu nie zabraknie. Wtedy wraca po odrzucone spojrzenie matki. Nieraz bywa już za późno.

Matka Jezusa obecna w Kanie Galilejskiej pyta nas o miarę wdzięczności dla tych, którzy są blisko, a których często nie zauważamy.

Ks. Mariusz Kunicki

SŁÓW KILKA O WSTYDZIE, MAŁŻEŃSTWIE I SŁUŻBIE

Wstyd to zjawisko bardzo złożone. Jest przykrym, albo wręcz upokarzającym, uczuciem spowodowanym świadomością niewłaściwego, złego, hańbiącego postępowania (własnego albo czyjegoś), niewłaściwych słów, świadomością własnych lub czyichś braków, błędów itp., zwykle połączone z lękiem przed opinią. ("Słownik języka polskiego", 1981, s. 773)

Każdy chyba człowiek zna to uczucie bardzo dobrze, mimo iż pewnie każdy przeżywa je inaczej. Jedni wstydzą się niemal zawsze, inni zaś rzadko. Oblicza wstydu bywają zdumiewająco różne.

Owi młodzi z dzisiejszej sceny ewangelicznej z pewnością też stanęli przed możliwością doświadczenia tego odczucia. Oto uczta weselna – w kulturze Izraela trwająca kilka dni – jak czytamy w Księdze Sędziów 14, 10 – siedem dni. Muzyka, śpiew, goście weselni dzielący radość z młodymi małżonkami. Nie sposób pomyśleć, by cokolwiek mogło zakłócić to wielkie świętowanie. Wszak był to kulturowy wymiar doświadczania Bożego błogosławieństwa: oto tworzy się nowa rodzina mająca czynić sobie ziemię poddaną, ich potomstwo zasiedli ziemię, a wszyscy razem będą wychwalać Imię Najwyższego. Coś się jednak nie do końca udało. Pan młody – bo to jego Ewangelista wskazuje, jako odpowiedzialnego za zaopatrzenie w wino, mówiąc po „dzisiejszemu” nie zbyt fachowo ocenił sytuację. Kto wie, być może nie docenił życzliwości sąsiadów i rodziny i nie wziął pod uwagę możliwości przybycia licznych gości. Nie wiemy, co dokładnie się stało. Wiemy zaś coś znacznie ważniejszego – że do kompromitacji nie doszło dzięki spostrzegawczości, czułego, pełnego wrażliwości i miłości serca Maryi. Matka Jezusa zapobiegła przykrości, która mogła by negatywnie wpłynąć nowo powstałą rodzinę.

Uważny słuchacz Ewangelii w mig uchwyci, iż wymiana zdań między Matką Jezusa a samym Zbawicielem jest co najmniej tajemnicza. Maryja mówi o zaistniałej sytuacji, Chrystus zaś odnosi się do wydarzeń, które nastać miały dopiero za jakiś czas. Potem zaś „przeskok” myśli – Boża Rodzicielka mówi do sług, by byli posłuszni Jej Synowi…

Zawarte się tu dwie istotne prawdy: Maryja jako Najlepsza z ziemskich Matek wie, że Pismo się musi spełnić w życiu Jej Syna i nic temu nie może przeszkodzić. Taka jest wola Boża, którą Ona „keharitomene tou Theou” – pełna łaski Bożej rozumie i akceptuje – ale i więcej – sama ją spełnia. Wszak towarzyszy Synowi, a tym samym tym wszystkim, którzy pojawiają się w Jego otoczeniu. Także tym małżonkom. Wszystkim zaś poprzez swoją postawę pomaga zrozumieć, jak i po co ma się wypełnić zapowiedź Tory.

Po drugie: wzywa Maryja do posłuszeństwa, które ma się realizować nie jako ślepe bycie „jednopalczastym”, gdzie posłuszny rozkazowi mam tylko salutować: tak jest! Tak Jest!, Tak jest!. Matka Boża pokazuje nam wyraźnie, że posłuszeństwa uczymy się w służbie, w byciu dla drugiego człowieka, w usuwaniu przeszkód, które mogłyby mu zagrozić.

Krótko mówiąc, moje życie ma opierać się na zdaniu, czy informacji: Kocham Cię, szanuję, otaczam troską i miłością, bo mi na Tobie zależy.

Jeśli tak ustawiam swe życie, wówczas i oczy me otwierają się na dary Bożej łaskawości. Wtedy i w moim życiu dostrzegam cuda Chrystusowe, by moja wiara w Zbawiciela rosła, krystalizowała się. Wtedy faktycznie będę umieć zauważać, iż tylko ON Boży Syn ma mi coś istotnego do zaproponowania w życiu, które zostało mi dane i zadane. I to nie dla mnie samego, ale dla Kościoła, dla Mistycznego ciała Chrystusa, które - jak owi ewangeliczni słudzy - ma umieć słuchać, by służyć innym

ks. Marek Radomski