Słabość nie jest mocą

Autor tekstu
ks. Andrzej Przybylski
Słabość nie jest moją mocą. Byłoby kłamstwem gdybym swoje słabości nazwał atutami. Byłoby niepotrzebną zgodą na słabość, gdybym miał w nich upatrywać źródło moich sukcesów. To, że nie umiem utrzymać się w tonacji nie jest mocną stroną sprawowanej przeze mnie liturgii. Gdyby cierpienie samo w sobie było jakimś niezbywalnym dobrem, życzyłbym sobie cierpienia. A ja nie chcę cierpieć i wierzę mocno, że i Bóg nie chce mojego bólu. To, że tak kiesko gadam obcymi językami wcale nie jest mocą mojego kapłańskiego przepowiadania.

Słabość nie jest moją mocą. Byłoby kłamstwem gdybym swoje słabości nazwał atutami. Byłoby niepotrzebną zgodą na słabość, gdybym miał w nich upatrywać źródło moich sukcesów. To, że nie umiem utrzymać się w tonacji nie jest mocną stroną sprawowanej przeze mnie liturgii. Gdyby cierpienie samo w sobie było jakimś niezbywalnym dobrem, życzyłbym sobie cierpienia. A ja nie chcę cierpieć i wierzę mocno, że i Bóg nie chce mojego bólu. To, że tak kiesko gadam obcymi językami wcale nie jest mocą mojego kapłańskiego przepowiadania. 

Gdybym umiał dobrze obce języki mógłbym tylu ludziom opowiedzieć o Bogu. Nie chcę nazywać słabości mocą. Nie chcę chwalić kleryków za ich słabości, za to, że niekiedy nie pracują nad sobą, ale czasem pieszczą się ze swoimi chorobami, zmęczeniem, utrudzeniem. Jak to więc jest z tym pawłowym stwierdzeniem, że “moc w słabości się doskonali”? Jestem przekonany, że w tym zdaniu Paweł wcale nie mówi o tym, że słabość jest mocą. Słabość bowiem zawsze pozostanie słabością. Ważne jest tu to jak reagujemy na słabość, co robimy z naszymi i cudzymi słabościami. Bóg dopuścił na siebie słabość, aby pokazać w tej słabości moc swojej miłości. Pozwolił przebić sobie serce, żeby w tej ranie pokazać, że kocha o wiele bardziej niż to sobie wyobrażamy. Umarł za nas na krzyżu, w kompletnym upokorzeniu i odrzuceniu, w zupełnej bierności i słabości po to, aby w tym wszystkim objawiła się Jego zbawcza wszechmoc. Słabości zawsze zostaną słabościami, ale w nich i dzięki nim mogę się wydoskonalić w tym, co jest moją większą mocą, mogę zobaczyć jakieś inne, cenniejsze wymiary życia.

Byłem dziś na Jasnej Górze błagać Matkę Bożą o nowe powołania. Wołałem do Niej, żeby wyprosiła u Jezusa wielu mądrych, pobożnych i silnych kandydatów do kapłaństwa. Co chwila zamykałem oczy i w swojej wyobraźni przedstawiałem Maryi całe zastępy młodych, zdrowych chłopaków, którzy pukają do naszego seminarium. I nagle otworzyłem oczy i zobaczyłem tuż obok siebie wózek inwalidzki, a na nim mocno sparaliżowanego młodego księdza. Poczułem, że bije od niego jakaś wyjątkowo wielka moc, że jego kapłańskie cierpienie jest równowagą dla masy kapłańskich podłości. Słabość tego księdza jest słabością, ale świadectwo jego cierpienia obudziło we mnie świadomość mocy Bożej, pociągnęło mnie do wielkiego dziękczynienia za zdrowe ręce, zdrowe gardło, zdrowe nogi. Nagle chciało mi się wybiec z kaplicy, przyszło mi do głowy mnóstwo pomysłów i pragnień, aby głosić innym Jezusa. Słabość tego księdza wyzwoliła we mnie moc do służby, poświęcenia się, spalania się dla Boga. Moc w słabości się doskonali! Słabość nie jest mocą, ale wyzwala moc! Kiedy czuję się mocno bezradny, a moje siły i moja ludzka mądrość zawodzą staję doskonale otwarty na Boga, na Jego działanie. Jestem słaby, ale gdy chcę tę słabość przezwyciężyć, zaczynam otwierać się na moc Boga. Słabość pozostanie słabością gdy ją zaakceptuję, nie daj Boże, gdy ją uznam za coś normalanego lub dobrego. Tak przyjęta słabość powiększy jeszcze moje braki. Mój ból i moje cierpienie nie są dobre same w sobie, ale kiedy je poświęcę dla drugich, kiedy je przyjmę jako zadośćuczynienie to cierpienie wyzwoli w drugich miłość i nawrócenie.

Nawet moje osobiste słabości mogą wzmocnić we mnie jakieś inne dobro. Wspomniałem o moich trudnościach ze śpiewaniem. Zawsze marzyłem, żeby wziąć gitarę, jechać na rekolekcję i zaśpiewać dzieciakom jakieś ładne, religijne kawałki. Ale ta moja słabość zmusza mnie do szukania pomocy, do proszenia ludzi o współpracę. I nagle okazywało się, że zaczynam umieć pracować z drugimi, że moje muzyczne słabości zmobilizowały mnie do szukania i zjednywania dla Boga ludzi, którzy potrafią grać i śpiewać. W mojej niewątpliwej słabości Bóg wzmacniał moje otwarcie się na innych. Moje słabości nie są moim atutem, ale jeśli będę mimo to próbował coś z nimi robić, okaże się szybko, że Bóg wzmocni we mnie coś innego, coś co jest moją prawdziwą mocą.