Pokusa w Bożym zamyśle – w oparciu o św. Jana Marię Vianney’a

Autor tekstu
Ks. Mateusz Warminiak
Pan Bóg nieustannie zaprasza człowieka do przemiany. Św. Paweł w Bożym Duchu napisał w liście do Rzymian:” …przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać jaka jest wola Boża…”. Bóg chce odnawiać nasz umysł tzn. czynić nas bardziej świadomymi Jego zamiarów, chce otworzyć nam oczy duszy na coraz szerszą perspektywę duchową, abyśmy byli coraz bardziej świadomymi rzeczywistości duchowej, w której żyjemy, jak również Bożego zamysłu co do nas. A Jego zamysłem jest abyśmy i my byli tam, gdzie On jest.

Pan Bóg nieustannie zaprasza człowieka do przemiany. Św. Paweł w Bożym Duchu napisał w liście do Rzymian:” …przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać jaka jest wola Boża…”. Bóg chce odnawiać nasz umysł tzn. czynić nas bardziej świadomymi Jego zamiarów, chce otworzyć nam oczy duszy na coraz szerszą perspektywę duchową, abyśmy byli coraz bardziej świadomymi rzeczywistości duchowej, w której żyjemy, jak również Bożego zamysłu co do nas. A Jego zamysłem jest abyśmy i my byli tam, gdzie On jest.

Abyśmy przeszli drogę, która tam prowadzi. Nawet uczniowie Chrystusa, z początku nieświadomi mówili do Niego: „Nie wiemy dokąd idziesz, jak więc możemy znać drogę?” „Ja jestem drogą, prawdą i życiem” odpowiedział im Jezus Chrystus – Syn Boży, Zbawiciel. Celem drogi jest nasz udział w Jego chwale, jaką ma od Ojca. Tą chwałę objawił w bardzo jasny sposób, prawie namacalnie swoim trzem uczniom, gdy przemienił się wobec nich na Górze Tabor. Ukazując swoją chwałę Pan Jezus pokazał im jaki wspaniały jest cel, do którego zmierzają idąc za Nim. Przemieniając się wobec nich, dał do zrozumienia, że będą mięli udział w Jego chwale, gdy pójdą Jego drogą. Później przygotowywał ich na trudy tej drogi zapowiadając: „kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje.”

Słowa o wzięciu krzyża były zapewne zupełnie niezrozumiałe wówczas dla nich. Krzyż to była hańba największa z możliwych. Krzyż to była zupełna przegrana. Krzyż zrozumieli dopiero po ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu Jezusa. To co było totalną przegraną, stało się absolutnym zwycięstwem, co było końcem stało się początkiem. To, co było tryumfem szatana stało się jego klęską.

Dziś i my jesteśmy do tego samego powołani. Powołani do zwycięstwa przez przegraną, do początku przez koniec, do życia przez śmierć. Powołani do krzyża. Dlatego weź swój krzyż. Weź swoją hańbę – weź swoją słabość i z Jezusem przyjdź z nią do Ojca. Weź swój krzyż – weź swoją hańbę – weź swój grzech i przyjdź z nim do Ojca: „zgrzeszyliśmy, zbłądziliśmy, popełniliśmy nieprawość i zbuntowaliśmy się, odstąpiliśmy od twoich przykazań. Panie! Wstyd na twarzach niech okrywa nas, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.”

To jest początek przemiany, do której zaprasza nas Pan Bóg. Uznać swoją słabość, zobaczyć i uznać swój grzech. Dostrzec potrzebę przemiany – to właśnie jest jej początkiem. Natura człowieka po grzechu pierworodnym jest słaba, chyba najlepiej opisuje ją św. Paweł w liście do Rzymian dając przykład samego siebie: „Ja jestem cielesny, zaprzedany w niewolę grzechu. Nie rozumiem bowiem tego co czynię, bo nie czynię tego co chcę, ale to czego nienawidzę – to właśnie czynię. Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek, we mnie, ma upodobanie zgodne z prawem Bożym. W członkach zaś moich dostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!”

Kto z nas nie odnajdzie się w tym świadectwie św. Pawła? Jest to prawda o każdym człowieku, o mnie i o tobie. Jeśli pierwszym krokiem do przemiany jest uznanie swojej cielesności - słabości i grzeszności, to zaraz musi nastąpić krok drugi, tzn. dostrzeżenie w sobie tego co duchowe, dostrzeżenie, że w głębi serca nie chcę czynić zła, które mi się narzuca, że chcę tak naprawdę czynić dobro, które mnie pociąga. Potrzeba oprzeć się na tej chęci, wydobyć ją i zrobić kolejny krok, to znaczy podjąć decyzję, że będę postępował według ducha. Jest to możliwe, jak napisał św. Paweł, tylko dzięki Jezusowi Chrystusowi. Ale tylko wtedy, gdy Chrystus będzie rzeczywiście moim Panem. Św. Paweł odpowiadając na postawione przez siebie pytanie: któż mnie wyzwoli?, napisał: dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Nie skończył na określeniu przez Jezusa Chrystusa, lecz dodał: Pana naszego. Jezus Chrystus może wyzwolić każdego z nas, ale dokona tego wtedy, gdy wybierzesz Go swoim Panem, gdy dasz mu władzę nad swoim życiem i w ten sposób pozwolisz Mu działać. Co znaczy, że Jezus Chrystus, mój Pan mnie wyzwolił? Czy to znaczy, że jestem wolny od pokus i moich słabości? Żadną miarą! - jakby powiedział św. Paweł. Wolny od pokus i słabości, to znaczy, że Chrystus daje mi moc do ich pokonania! Jeśli jestem przez wiarę i modlitwę, przez stałe odniesienie do Boga, zjednoczony z Chrystusem, to mogę się przeciwstawić wszelkim pokusom i wtedy wypełnia się słowo Pisma: „moc w słabości się doskonali”. Sam Pan Jezus w czasie swojego ziemskiego życia nie był wolny od pokus w tym sensie, że i Jego dotykały. Pamiętamy Ewangeliczny opis kuszenia na pustyni, gdy przed rozpoczęciem swojej działalności, Chrystus odpierał namowy szatana za pomocą Słowa Bożego. Pokazał nam jasno, na czym będzie polegać część życia chrześcijańskiego, na czym będzie polegać jeden z wymiarów dźwigania krzyża.

Innym razem widzimy Pana Jezusa zmagającego się w modlitwie ze swoimi ludzkimi słabościami – ze strachem przed męką i śmiercią, gdy w ogrodzie Oliwnym pocąc się krwawym potem, prosi Ojca: „Jeśli to możliwe oddal ode mnie ten kielich. Jednak nie jak Ja chcę, ale jak ty.” Dlaczego Bóg nie uwalnia od pokus w ten sposób, że oddali je od nas, odetnie, że nie weźmie nas pod jakiś ochronny klosz, na którym zatrzymywałyby się zakusy szatana?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie sięgniemy do kazania św. Jana Marii Vianney’a o pokusach. Można powiedzieć, że odpowiedź jest na pierwszy rzut oka paradoksalna: Bóg wykorzystuje pokusy do tego, żeby człowiek mógł się rozwijać i doskonalić. Nie znaczy to oczywiście, że pokusy są przez to dobre. Absolutnie nie! Pokusy są ze swej natury złe, rodzą się z zawiści szatańskiej i w nich nie ma żadnego dobra. Jednak Bóg w swojej mądrości może nawet coś, co jest z natury złe, wykorzystać i obrócić ku dobru. Tak więc Bóg chce wykorzystać ten szatański pomysł właśnie przeciwko niemu, tak, że szatan kusząc człowieka, który przez wiarę, zaufanie i oddanie się jest zjednoczony z Bogiem, będzie niejako działał przeciwko sobie i na swoją szkodę. Dlatego mówię, że pokusa, to broń obosieczna, tzn. taka, która z dwóch stron ma ostrze – bardzo niebezpieczna w rękach tego kto jej używa, ale też może okazać się niebezpieczna dla niego samego. Podobnie można powiedzieć: pokusa to kij, który ma dwa końce. Pan Jezus powiedział do świętego Piotra w ogrodzie Oliwnym: Schowaj swój miecz do pochwy, bo kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Król Dawid odciął głowę Goliata jego własnym mieczem. Później wziął ten miecz, by bronić się, gdy ścigał go król Saul.

Tak więc może się okazać, że diabelska broń – pokusa, obróci się przeciw szatanowi. Jest to możliwe zaznaczam, wtedy, tzn. przynajmniej w tych momentach, gdy całkowicie zdamy się na Boga. Zapytajmy św. Jana Marię: Czym jest pokusa?

„Jest to namawianie człowieka prze złego ducha, żeby zrobił to, czego Bóg z troski o nas zabrania, lub, żeby nie robił tego, co Stwórca poleca i nakazuje.

Jeżeli mimo podszeptów złego ducha nie przekraczamy Bożych zasad, to nie ulegamy pokusie, a jeżeli idziemy za jego podszeptami, to pokusa odnosi nad nami zwycięstwo.”

„Czy wiecie, naucza św. proboszcz z Ars, dlaczego szatan z taką zaciekłością stara się doprowadzić człowieka do upadku? Bo chce, żeby stworzenia okazywały wzgardę swojemu Bogu. Chce w ten sposób, posługując się człowiekiem, zranić Boga w Jego wielkiej miłości do człowieka.” I niestety w wielu, bardzo wielu przypadkach to mu się udaje. Ale również i te zwycięstwa diabła mogą stać się tym większą dla niego klęską, jeśli tylko człowiek odwoła się do Bożego miłosierdzia: „Mówię wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.” (Łk 15,7)

„Pokusy są o tyle pożyteczne, że pouczają nas o naszej nicości i słabości” – mówi św. Jan Maria. Św. Augustyn każe nam dziękować Bogu za ustrzeżenie nas przed grzechem (nie przed pokusą, lecz przed jej spełnieniem) tak samo, jak za przebaczenie win, które już popełniliśmy. „To, że tak często wpadamy w pułapki diabła, bierze się stąd, ze jesteśmy za bardzo pewni swoich postanowień i przyrzeczeń. Kiedy nie dręczą nas smutki, kiedy wszystko dzieje się po naszej myśli, wtedy jesteśmy bardzo zadufani w sobie, wydaje się nam, że nic nie może nas wywrócić, zapominamy o swojej nicości i słabości. Uroczyście wtedy deklarujemy, że gotowi jesteśmy raczej umrzeć, niż pozwolić sobie na grzech. Przykładem takiej postawy jest Piotr, który mówi do Chrystusa: „ Choćby Cię wszyscy opuścili, ja nigdy Cię nie opuszczę.”(Mt 26,33)

A Boski Mistrz chciał mu pokazać, że człowiek sam z siebie jest bardzo słaby i właśnie dlatego, żeby go przewrócić nie skorzystał ani z królów, ani z książąt, ani z wojsk, tylko ze zwykłej sprzątaczki. I wtedy Piotr, który przed chwilą gotów był umierać za Jezusa, teraz powiada, że Go nie zna i nie wie, o kim tu się mówi. Przysięga nawet, ze tak jest!” I gdzie jest siła człowieka? Czy Bóg musi aż takiego środka użyć, żeby nam pokazać, ze sami z siebie siły nie mamy i nic nie możemy? Patrząc na siebie samych i stając w prawdzie musimy odpowiedzieć: niestety tak, niestety musi. Bo spójrzmy: „ktoś, kto gotów był dla Boga krew przelewać, zaczyna hodować w sercu zazdrość, bo tamten ma więcej, lepiej mu się pewne sprawy udają, albo hoduje niechęć, czy zemstę, bo tamten wyrządził mu jakąś drobną krzywdę – w drobnej sprawie oplotkował, lub odpłacił mu niewdzięcznością za dobro. Jeśli spostrzeże się i to zauważy, dojdzie do niego jak bardzo jest słaby sam z siebie. Jeśli my to zauważymy dojdzie do nas jak bardzo nie możemy być pewni własnych postanowień! Pokusa zatem utrzymuje nas w cnocie pokory, broni nas przed pychą.” „Kto najbardziej doświadcza pokus?” – pyta św. proboszcz.

„Może pijacy albo ci, co w kółko przeklinają, albo może ludzie nieczyści? Może skąpiec, który każdym możliwym sposobem chce się wzbogacić? Nie!” – odpowiada. „Tymi ludźmi szatan pogardza – ich starałby się jak najdłużej utrzymać przy życiu, żeby swoim złym przykładem mogli jeszcze więcej dusz ściągnąć do piekła. Oni już są w mocy szatana, nie musi ich kusić, bo wpadli w jego sidła i już z przyzwyczajenia, czy z nałogu grzeszą. Diabeł nie musi się więc o nich starać, ani zbytnio wysilać, bo ci już sami szukają okazji by zgrzeszyć. To są właśnie sidła grzechu, na tym właśnie polega jego niewola.” O takich ludzi diabeł będzie dbał, będzie robił wszystko, żeby im życie przedłużyć, żeby wykonali pracę za niego wciągając w zło innych. Pokusy pojawiają się wtedy, gdy człowiek wypowie walkę szatanowi, gdy chce się wyrwać z jego niewoli, gdy chce się przemieniać by być coraz bliżej Boga i coraz bardziej do Boga podobny, gdy przejmie się zaproszeniem Boga: bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty!

Przykład jakich dziś niestety dużo: mężczyzna i kobieta żyją ze sobą – mieszkają, współżyją, jakby byli małżeństwem, chociaż nim nie są. Mają nawet dziecko, czy dzieci, ale ślubu przed Bogiem nie mają. Wszystko im się układa, są dla siebie wyrozumiali, mili, potrafią okazywać sobie uczucia… Żyją tak 5 - 10 lat. Przychodzi moment, że z jakiś powodów postanawiają uporządkować swoje życie przed Bogiem i biorą ślub, bo nie mają do tego przeszkód. Mija jakiś czas i nagle zaczyna źle się dziać w ich małżeństwie: zaczynają na siebie warczeć, zniknęła gdzieś wyrozumiałość, nie potrafią okazywać sobie miłości, zaczynają wytykać sobie nawzajem wady, nawet w łóżku stają się dla siebie odrażający… W końcu decydują się na rozwód – tragedia dla nich samych i dla ich dzieci. Dlaczego? Gdy żyli bez ślubu diabeł miał ich w garści mi robił wszystko, żeby tak zostało, żeby byli razem i żeby trwali w grzechu. Gdy tylko wzięli ślub, za wszelką cenę chciał zniszczyć to, co zostało pobłogosławione, co stało się Bożym darem, więcej, co stało się przykładem miłości Boga do człowieka. Diabeł zaczął podburzać ich przeciw sobie, zaczął zwracać im uwagę na wady i niedociągnięcia współmałżonka, które przedtem zakrywał, zaczął podsuwać myśli obrzydzające kochaną osobę. I gdy zabrakło wspólnej modlitwy, gdy zabrakło Mszy świętej i komunii świętej, gdy zabrakło Boga, zwyciężył.

Na szczęście są też tacy, którzy w porę orientują się w zamysłach szatańskich i przeciwstawiają mu się przywołując w modlitwie mocy sakramentu małżeństwa. Są tacy, którzy widząc zakusy diabła klękają wspólnie do modlitwy, idą do spowiedzi świętej, przystępują do komunii świętej i zjednoczeni z Bogiem zwyciężają pogrążając szatana w jego niemocy wobec Bożego działania w ich życiu, w ich małżeństwie, rodzinie, gronie przyjaciół. A przez wygrane potyczki doskonalą się duchowo i wzmacniają, nie sami z siebie, ale przez coraz mocniejszą więź z Panem Jezusem. „To prawda, że pokusa jest sprawą upokarzającą, ale jest ona czasem żniwa” – uczy św. z Ars.

„Prawdopodobnie jest z nami źle, skoro piekielny duch się a nas nie rzuca – widocznie jesteśmy jego przyjaciółmi.” - Mocne stwierdzenie. – „Zostawia nas w fałszywym spokoju, pozwala nam spać – pod pozorem, że niczego już nam nie potrzeba, bo parę modlitw zmówiliśmy, bo jałmużnę daliśmy, bo nie zrobiliśmy tyle złego co inni. Taki stan jest u ludzi zepsutych, jest on dowodem na to, że już od dawna są własnością szatana. Zły duch nie chce byśmy widzieli nasze grzechy. Stara się, abyśmy o nich zapomnieli, zbagatelizowali ich znaczenie. On boi się, żeby nie otworzyły się nam oczy na tę straszną przepaść, która nam grozi. Najgorszy jest stan, w którym człowiek twierdzi, że nie doznaje pokus – taki stan powinien przejąć prawdziwą grozą, bo to znaczy, że jest zaślepiony i w mocy złego.” Jezus Chrystus mówi: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.”(Mt 26,41) Pokusy ustaną dopiero ze śmiercią. Zły duch nigdy się nie męczy. Idźmy więc za radą św. Piotra, który zobaczył swój grzech i nawrócił się żałując z serca, którym pokochał Zbawiciela: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł jak lew ryczący krąży, szukając kogo by pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1P 5,8)

„Jakie to szczęście, że Jezus Chrystus stał się dla nas wzorem we wszystkich sytuacjach życiowych. Kiedy, na przykład, spotyka nas pogarda, wpatrujemy się w Niego, jak stoi przed nami w koronie cierniowej na głowie, jak ubierają Go w czerwony płaszcz i traktują jak głupca. Kiedy cierpimy, możemy znajdować umocnienie w obrazie Zbawiciela, który pokryty ranami, w strasznych boleściach umiera na krzyżu. Kiedy prześladują nas ludzie, nie narzekajmy na to, skoro wiemy, ze Jezus Chrystus za swoich katów idzie na śmierć; kiedy opadają nas diabelskie pokusy, nie upadajmy na duchu, pamiętając o tym, że i naszego ukochanego Zbawiciela piekielny duch dwa razy podnosił nad ziemię. A więc zawsze i wszędzie, w każdym cierpieniu i w każdej pokusie, miejmy przed oczyma duszy Boga, który idzie przed nami i który pomoże nam zwyciężyć. Te myśli powinny być dla chrześcijanina ogromnym pokrzepieniem - bo i on na pewno nie ulegnie pokusie, jeżeli tylko będzie się uciekał do Boga.”

„Walczmy aż do samej śmierci” – zagrzewa nas św. proboszcz – „bo dopiero ze śmiercią ustaną ataki piekła. Uciekajmy się w modlitwie do Boga – i to uciekajmy się szybko i z wielką ufnością. Unikajmy niebezpiecznych okazji, mając w pamięci to, że źli aniołowie przy pierwszej takiej próbie stracili Boga. Bądźmy pokorni, pamiętając zawsze o tym, że tylko łaska Boża może nas podtrzymać. Szczęśliwy, kto w chwili śmierci będzie mógł powtórzyć za świętym Pawłem, że dobrze się potykał i zwyciężał i dlatego oczekuje wieńca, który odda mu Bóg.” Szczęśliwy, który idzie przez życie coraz bardziej zbliżając się do Chrystusa i doświadcza przez to przemiany upodabniając się do Niego. On będzie chodził z Nim w chwale w domu Ojca w niebie.