Oto idę, idę Panie...

Autor tekstu
Ks. Karol Ciesielski
Słowa są zawsze za małe i za ciasne żeby wyrazić to, co było tak oczekiwane z wytęsknieniem od sześciu lat, a „wydarzyło się” 29 maja 2011 roku w Katedrze Pelplińskiej. Siedmiu młodych mężczyzn stało się „starszymi”. ODTĄD nie ma już Wiesia, Karola, Łukasza, Damiana, Krzysia, Karola, Łukasza. „Oto teraz czynię wszystko nowe”. JEST ks. Wiesław Badaszek, ks. Karol Ciesielski, ks. Łukasz Delewski, Ks. Damian Szulman, Ks. Krzysztof Piątek, Ks. Karol Węsierski-Tesen. Niby pozostajemy takimi samymi ludźmi, niby!

Słowa są zawsze za małe i za ciasne żeby wyrazić to, co było tak oczekiwane z wytęsknieniem od sześciu lat, a „wydarzyło się” 29 maja 2011 roku w Katedrze Pelplińskiej. Siedmiu młodych mężczyzn stało się „starszymi”. ODTĄD nie ma już Wiesia, Karola, Łukasza, Damiana, Krzysia, Karola, Łukasza. „Oto teraz czynię wszystko nowe”. JEST ks. Wiesław Badaszek, ks. Karol Ciesielski, ks. Łukasz Delewski, Ks. Damian Szulman, Ks. Krzysztof Piątek, Ks. Karol Węsierski-Tesen. Niby pozostajemy takimi samymi ludźmi, niby!

Zewnętrznie nic się nie zmieniło, a jednak wszystko się zmieniło, wszystko staje się nowe. To jest to Boże, tajemnicze ODTĄD. ODTĄD już nic nie będzie takie samo. Takie wydarzenie w życiu młodego mężczyzny pragnącego oddać się w ręce Pana, dokonuje się RAZ NA NIGDY i zapisuje RAZ NA ZAWSZE. Niesamowite!

„Pan przysiągł i tego nie odwoła, Tyś jest kapłanem na wieki”. Boże dary są nieodwołalne, i gdy patrzę na moje namaszczone dłonie, pomazane świętym olejem, jeszcze pachnące, nie mogę się nadziwić i nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę, że JESTEM KAPŁANEM. Że te dłonie, które stukają w klawiaturę nie należą już do mnie, ale do Chrystusa. Cały jestem Jego. ODTĄD będę na każdej Mszy świętej mówić; To jest Ciało Moje; to jest Krew Moja. W konfesjonale, jak refren zatroskanego i miłosiernego Boga, będę powtarzał: i Ja odpuszczam Tobie grzechy. Kimże jestem, że Bóg takie dary składa w moje ręce, wkłada w moje usta, serce? Te momenty są chwilą utożsamienia się z Chrystusem. Takich wielkich spraw nie można sobie zaplanować, oj nie… Można co najwyżej trochę pomarzyć… Człowiek staje wobec tych darów z zawstydzeniem, świadomy swojej maleńkości, kruchości i słabości.

Gdy patrzę dzisiaj z perspektywy sześciu lat, i przypominam sobie jak Ksiądz Proboszcz zawoził mnie do Pelplińskiego Seminarium, by złożyć papiery, nie mogę uwierzyć, że tak szybko ten czas minął. To JEGO ŁASKA to sprawiła. To On mnie wybrał, a było przecież tylu lepszych, zdolniejszych, mądrzejszych, pokornych, nadających się bardziej niż ja. Wybrał mnie, czyli wybrał to, co słabe. Nie było już słabszych… Wybrał i doprowadził do ołtarza. Warto było się trudzić, chociażby dla tej pierwszej Mszy Świętej prymicyjnej. Do końca życia ją zapamiętam! Pełen kościół w maleńkiej wiosce – Kościelnej Jani! Pogoda przepiękna – zamówiona u Matki Bożej. Piękny wystrój, girlandy, biało-niebieskie margaretki, i On – najważniejsza Osoba – JEZUS! I ja, taki mały, zmieszany, przelękniony, zastanawiający się jak to będzie, czy się nie pomylę na mszy, czy dam radę wszystko zaśpiewać. Co tam – myślę sobie, oddaję to Bogu, nie chcę być w tym dniu zestresowany, ale nade wszystko szczęśliwy! I jestem.

Wierszyki dzieci pierwszokomunijnych, życzenia ministrantów, którzy po dwakroć przywitali mnie słowami książę Karolu, co wywołało wiele radości i uśmiechu (rozładowało bynajmniej atmosferę). Wcale nie czułem się jak książę, ale jak osiołek, czułem na sobie „ciężar Boga”. Potem tradycyjnie powitanie przez delegacje parafialne, list Księdza Biskupa, błogosławieństwo Ojca Świętego i słowo Księdza Proboszcza. Nie sposób było się nie wzruszyć, niejedna łza poleciała po twarzy… Gdy łamałem biało lśniącą Hostię, wiedziałem, że ODTĄD ja także muszę dać się „połamać” i dać ludziom na pokarm. Pochylony nad kielichem z Krwią Chrystusa zobaczyłem swoje odbicie… jak w lustrze. Słowa stały się ŻYWE, stały się Jezusem. Słowo nie tylko stało się Ciałem na ołtarzu, stało się też Krwią! Spożywając Ją, otarłem usta, a na białym ręczniczku zostały czerwone ślady, mówiące, że ON JEST! PRZYSZEDŁ, STAŁ SIĘ!

Na końcu podziękowania Rodzicom, Dziadkom, Braciom, Kapłanom, Krewnym, Przyjaciołom i wszystkim Parafianom – im szczególnie. Niejednokrotnie wspierali mnie materialnie i duchowo. Na każdej środowej nowennie polecali mnie Matce Bożej, a ile było tym modlitw prywatnych, cierpień, ofiar w mojej intencji. Mój Boże, nigdy im tego nie zapomnę. Cały maj modlili się za mnie w Litanii Loretańskiej przy przydrożnej figurce Maryi. Mówiłem im wszystkim, że teraz muszą się za mnie modlić jeszcze więcej. Jestem pewien, że będą! Mszę prymicyjną zwieńczyło błogosławieństwo dla wszystkich bez wyjątku. Nakładałem ręce jak apostołowie na głowy kapłanów, kleryków, dzieci, kobiet mężczyzn, młodych, starszych. Duch porwał mnie, a ja dałem się porwać, czułem, że nie jestem sam, że On jest ze mną, we mnie, że to ON NAKŁADA MOJE RĘCE na ich głowy. ON, nie ja…

I życzenia, było ich mnóstwo, wszystkie serdeczne, głębokie, ludzie cieszą się, że mają kolejnego księdza, jeden Sługa więcej: „Szczęścia z Jezusem!”; „tyle się znamy, chyba z jakieś 10 lat i przeżyliśmy dużo śmiesznym, a zarazem miłych chwil. Poczynając od robienia kawałów sąsiadom z budki telefonicznej przez podchody i emocjonujące pachty (…) ogniska, śpiewy, rozmowy (…) Od tego czasu wiele się zmieniło. Wydorośleliśmy, zmądrzeliśmy (…) Obraliśmy różne cele, które uważamy za życiowy priorytet. Mimo to, w naszej pamięci na zawsze zostaną te wspólne beztroskie chwile, które pozwoliły nam się dobrze poznać i doprowadziły nas do przyjaźni (…) Ty zawsze pozostaniesz dla nas tym samym Karolem z młodzieńczych lat” - jakie wzruszające były dla mnie te słowa! „Niech Twoje kapłaństwo będzie zawsze święte, wypełnione miłością i ofiarą, aby Bóg patrzył na Twoje serce z upodobaniem”; „niech dobroć przebija z twojej twarzy i oczu”; „jeśli pragniesz być szczęśliwy, po prostu nim bądź”; „zrozumienia i poznania, abyś mógł wypełniać wolę Bożą”; ”życzę ci krzyża Chrystusowego, abyś w nim odnajdywał wytchnienie każdego dnia”; „Pan wybrał Ciebie na swojego Sługę, idź drogą, którą Ci wskazał”; „zmieniaj serca ludzkie, po to jesteś”; „bądź wierny, a będziesz szczęśliwy”; „bądź dobrym kapłanem, świat takich kapłanów potrzebuje”; „zachowaj w pamięci i w sercu dzień prymicji. Gdy będzie ciężko wracaj do źródła. Nigdy nie zwątp, że ludzie Cię potrzebują, nawet gdy czasami sami o tym nie wiedzą. Życzę Ci, abyś potrafił cieszyć się każdym, którego choć trochę zbliżysz do Boga, a najczęściej nikt o tym nie będzie wiedział, bo będzie to w ciszy konfesjonału. Bądź świętym kapłanem, czyli po prostu nie przestawaj się starać każdego dnia”; „bądź po prostu NIM”. Tyle dobrych słów, to tylko wybrane. Nie będzie to łatwe do zrealizowania, dlatego z drżeniem serca, ale i ufnością daje się Mu poprowadzić, i proszę Maryję – naszą Matkę, zawierzając Jej swoje kapłaństwo, ażeby do końca mojego życia stała obok mnie przy ołtarzu i dodawała mi sił.

Wszystkim przygotowującym się do kapłaństwa, szczególnie Karolowi i Kamilowi, którzy swoją obecnością uszczęśliwili mnie w tym dniu, mówię: BRACIA, DO ZOBACZENIA W KAPŁAŃSTWIE! A Ciebie drogi czytelniku proszę o chociażby jedno westchnienie do Boga w mojej intencji, żebym „był po prostu NIM”. Nic więcej +