Nie tylko do sakramentów i pogrzebów nas Chrystus posłał

Autor tekstu
Ks. Rafał J. Sorkowicz SChr
Chyba się mocno pogubiliśmy. I zapomnieliśmy, że "nie jesteśmy z tego świata". To słowa Jezusa, których my księża, boimy się jak ognia. Bo i nam w tym świecie całkiem dobrze. My chyba już za bardzo z tego świata. Tu sobie uwijemy gniazdko, tam się zrealizujemy. Tu nam poklaszczą, tam nas kolacją ugoszczą. A co z "duszpasterstwem"? Z pasterskim prowadzeniem dusz? Czy my księża rozumiemy jeszcze słowo: "duszpasterstwo"? Czy potrafimy w tłumie powierzonych nam ludzi zobaczyć pojedynczą owcę i wskazać jej drogę - do Nieba?

Chyba się mocno pogubiliśmy. I zapomnieliśmy, że "nie jesteśmy z tego świata". To słowa Jezusa, których my księża, boimy się jak ognia. Bo i nam w tym świecie całkiem dobrze. My chyba już za bardzo z tego świata. Tu sobie uwijemy gniazdko, tam się zrealizujemy. Tu nam poklaszczą, tam nas kolacją ugoszczą. A co z "duszpasterstwem"? Z pasterskim prowadzeniem dusz? Czy my księża rozumiemy jeszcze słowo: "duszpasterstwo"? Czy potrafimy w tłumie powierzonych nam ludzi zobaczyć pojedynczą owcę i wskazać jej drogę - do Nieba?

Gdy się przegląda statystyki parafialne i diecezjalne ma się wrażenie, że jest o.k.. Tak, wielu ludzi chodzi do Kościoła, spora część Polaków deklaruje się jako wierząca, a ilu ochrzczonych. Super. Zaraz mi powiecie, że w Polsce jest mnóstwo żywych i świetnie prosperujących parafii, wiem, sam na takiej pracuję. No właśnie, ale to wszystko "jakoś jest", "prosperuje", "deklaruje". Czy jednak jest to 'duszpasterstwo', które człowieka ochrzczonego zwala z konia i tak nasyca Bożym Duchem, że człowiek bez najmniejszych oporów może powiedzieć sobie i innym: "Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus"? W wielu przypadkach na pewno. Nie będę się jednak bawił w statystykę, w porównywanie, w mierzenie. zostawiam to pastoralistom i socjologom. Mnie interesuje żywy człowiek. Fajnie, że jest Lednica i że są inne chrześcijańskie zbiegowiska. Ale człowiek wraca do domu i co dalej? Na Lednicy fajnie było, ale "fajnie" często znaczy nijak, bez konkretów, ogólnie. Księżom też fajnie zapakować stado w autobus i wywieść na pola lednickie. A potem wrócić i dalej nic. Nie, no żeby nie było, dzieje się: jest Msza, jest spowiedź, jest wypad do kina, jest ognicho w lesie. A co dzieje się w sercu tego jednego, drugiego i trzeciego, tworzącego stado. Czy on ma cel, który pragnie osiągnąć i czy ma pasterza, który cierpliwie będzie go prowadził?..

Idźmy dalej... Czy przeciętny polski żywy człowiek, ochrzczony i wybierzmowany, albo na bierzmowanie jeszcze czekający - może spokojnie w każdej części naszego katolickiego kraju podejść do swojego Proboszcza albo jego wikarego i poprosić np. o... kierownictwo duchowe. Ot, zaczął czytać Pismo Święte, serce ciężkie od pytań, czuje w sobie ogromną tęsknotę za bliskością z Odwiecznym i chce, by mu to jego kapłan powyjaśniał, poukładał. Nie no cudnie, że Mszę ksiądz odprawia, pospowiada, ochrzci dzieciątko, babcię świętej pamięci pochowa. Ale cóż więcej? Proszę czcigodnych - więcej (często-gęsto) głuche NIC. Jeszcze jak mieszkasz w Warszawce, Krakowie, czy Gdańsku, to jakieś szanse masz, spotkasz jakąś dominikaninę, jezuitę albo kapucyna. Coś ci powie, coś ci wskaże. Ale przecież wszystkich biedaczyny nie obrobią.

Internet też za mało. No bo co, że wysłucham tysiąca kazań ks. Pawlukiewicza, konferencji o. Szustaka. No fajnie się słucha. Ale czasami ma się ochotę, więcej - pragnienie - na głębszą i poważniejszą rozmowę duchową. Chciało by się nie w internecie, ale twarzą w twarz z duchownym spotkać, zaczerpnąć z jego mądrości, duchowych doświadczeń, niebiańskiej mądrości. No, ale jest problem. I to poważny. Bo się mojemu proboszczowi albo wikaremu jakoś nie śpieszy i chęci jakoś mało mają, by mą duszę popasterzować. Trochę humorystycznie i prowokacyjnie, ale problem jest.

Księża, my chyba zapomnieliśmy, że nas Chrystus nie tylko do sakramentów posłał i pogrzebów. Że my ludzi łowić mamy - swoją wiarą, duchową przygodą, sercem w którym mieszka Bóg. Po to sieci zostawiliśmy, żeby złe duchy przeganiać, modlić się z ludźmi i nad ludźmi. Po to nas Chrystus powołał, żebyśmy my Mu towarzyszyli. I to jest najtrudniejsze. Bo co dasz kapłanie człowiekowi, gdy już dawno przestałeś Chrystusowi towarzyszyć? Co dam ludziom, siebie?... I tu jest pies pogrzebany. W duszpasterstwie daje się ludziom żywego Boga. Ale dać go można tylko wtedy, gdy się samemu Go ma w sercu, w głowie, w rękach, w stopach. W słowach, które ciałem się stają, a nie sloganami, paplaniną, moralizatorskim pamfletem. Ludzie potrzebują apostołów i duszpasterzy. Stanąć przy ambonie to za mało. Stanąć z pojedynczym człowiekiem - serce w serce, oto największa duszpasterska sztuka.

Nie będę czarował i cwaniakował. Takie duszpasterzowanie to prawdziwa udręka dla księdza. Prawdziwa i ewangeliczna udręka. Może to i wstyd, ale po kilku latach kapłaństwa odkryłem dopiero, że duszpasterstwo zaczyna się na kolanach. Że brewiarz można odmawiać, a nie czytać. Że nade wszystko w spotkaniu z pojedynczym człowiekiem (a to kosztuje dużo czasu i wyrzeczeń) poczuć można mocny powiew Ducha. Że oprócz Mszy Świętej i innych sakramentów i sakramentaliów warto rzucać się na kolana i trwać jak Jezus na modlitwie, słuchać Ojca. Bogiem się napełniać. A potem do ludzi. Z Bogiem w sercu i tylko z Bogiem.

Spojrzałem się w niedzielę na tłum zgromadzony na wieczornym Łamaniu Chleba. Wielu z nich znam. Wielu nie. I mi się nagle żarówa we łbie włączyła: "jeszcze za mało widzisz pojedynczych ludzi, jeszcze za mało ich znasz, jeszcze za mało z nimi jesteś". Wierzę, że to od Ducha Świętego było. Żeby paść dusze, trzeba dać się samemu popaść Chrystusowi. Dajemy się? I tak i nie. Za rzadko "tak". Za często "nie". Spojrzał się na nich Jezus i się wzruszył i posmutniał: bo byli jak owce nie mające pasterza. Czy my - księża, potrafimy się jeszcze wzruszać, "posmutnieć" z troski, w porywie zwyczajnie człowieczej empatii? I nie przed telewizorem, nie w internecie, nie na sali kinowej - tylko rozmawiając z człowiekiem i nurkując w jego duchowym świecie. Jeśli zaś tego nie potrafimy, to owce nie mają pasterzy. Mają księży, ale pasterzy nie mają...