Słuchaj Kościele, Pan jest naszym Bogiem...

Autor tekstu
ks. Krzysztof Konkol
Mija kolejny dzień mojej kwarantanny. Siedzę w mieszkaniu i mam trochę więcej czasu na przemyślenia. A w ostatnich dniach jest o czym myśleć.

 Za oknami rozlega się dźwięk klaksonów, trwa kolejny dzień "strajku kobiet", w Internecie mówią o atakach na księży i zakłócaniu przebiegu Mszy świętej… Kiedy dwadzieścia lat temu wstępowałem do seminarium duchownego, wszystko wyglądało inaczej. Co tak naprawdę wydarzyło się w Polsce przez te ostatnie lata? Dlaczego coraz więcej ludzi, szczególnie młodych, odchodzi od wspólnoty założonej przed dwoma tysiącami lat przez Chrystusa? Racji jest pewnie wiele. Można przyjąć postawę bezpieczną i zatrzymać  się na analizie powodów zewnętrznych, które nie mają wyraźnego związku z działalnością samego Kościoła. W tej refleksji chciałbym jednak skupić się nad przyczynami wewnętrznymi pogłębiającego się kryzysu Kościoła, w pełni świadom, że w tych kilku zdaniach nie wyczerpię tematu, a jedynie wyeksponuję  kluczowy dla mnie problem. Ksiądz Jacek Socha w artykule "Strajk kobiet a sprawa więzi"  zauważył, że przyczyną kryzysu Kościoła jest zanik więzi. W swoich przemyśleniach chciałbym podjąć tę intuicję.

Głębokie, ubogacające więzi, które z pewnością są pragnieniem każdego człowieka, nie biorą się znikąd. Warunkiem ich budowania, docelowo zaistnienia, jest otwartość, która wyraża się w postawie  słuchania. Myślę, że obecny kryzys Kościoła w dużej mierze bierze się z tego, że Kościół za dużo mówi, a za mało słucha, zdarza się – w ogóle nie słucha. Zdając sobie sprawę, że stwierdzenia uogólniające na ogół bywają krzywdzące, a Kościół – choć jeden, nie jest  monolitem, w tym miejscu dopowiadam: mówiąc o Kościele, który „nie słucha”, nie mam na myśli wspólnoty en masse,  ale konkretnych ludzi, którzy zagubili się na drodze wiary i w to zagubienie wciągają innych, niszcząc zdrową tkankę Kościoła. I o nich (także dla nich) ta refleksja, z pokorną świadomością, że w tej grupie łatwo mogę znaleźć się i ja i Ty… 

Kogo zatem „nie słucha” Kościół, który dzisiaj przeżywa kryzys? Przede wszystkim  nie słucha Boga, który pragnie  swój Kościół prowadzić drogą Ducha Świętego, otwierać na nową Pięćdziesiątnicę tu i teraz.

Dla wierzących więź z Bogiem jest podstawą budowania więzi z drugim człowiekiem, zarówno wierzącym jak i z tym,  który z różnych powodów nie ma daru wiary. Słuchanie Boga pozwala nie tylko dobrze usłyszeć drugiego człowieka, ale odkryć również własne najgłębsze pragnienia i tęsknoty. Kościół, który nie słucha Boga, w najlepszym wypadku będzie wspólnotą ludzi religijnych, ale niekoniecznie wierzących. Człowiek wierzący stara się budować osobistą więź z Bogiem w taki sposób, by niejako naturalnie kształtowała ona styl jego życia. Człowiek  religijny natomiast ogranicza się do wypełniania pewnych praktyk, które same w sobie nie prowadzą  do osobistego spotkania z Bogiem  i w konsekwencji do przemiany życia, a dają jedynie złudne poczucie bezpieczeństwa i wrażenie, że wszystko jest w porządku. Jak zatem jest w Kościele w Polsce, ilu jest w nim ludzi naprawdę wierzących, a ilu  tylko religijnych?
 

Jestem przekonany, że lekarstwem na obecny kryzys Kościoła jest powrót do źródeł wiary, która - jak podpowiada nam św. Paweł - bierze się ze słuchania. W tym momencie próbuję sobie wyobrazić, jak piękny i pociągający nie tylko dla ludzi wierzących byłby Kościół wsłuchany w głos Boga; wówczas to nie ludzkie pomysły czy ludzkie idee kształtowałyby Jego obraz, ale Słowo samego Boga.  Warto zadać sobie osobiście pytanie, czy ja  jako człowiek Kościoła jestem na tyle otwarty, aby Bóg mocą swojego Słowa stwarzał mnie na nowo, a przeze mnie  każdego dnia na nowo stwarzał swój Kościół? Ważna jest świadomość, że oblicze tegoż Kościoła kształtuje nie tylko papież, kardynał, biskup czy „szeregowy” ksiądz, ale bezwyjątkowo wszyscy, którzy na mocy Chrztu świętego zostali do tej wspólnoty włączeni. 

Człowiek, który „słucha” Boga, może wejść w piękny, ubogacający dialog z drugim człowiekiem niezależnie od tego, czy nasz rozmówca podziela nasze widzenie świata czy też  reprezentuje inny światopogląd. Ale przestaliśmy słuchać siebie nawzajem, próbujemy co najwyżej udowadniać swoje racje, stąd krok od kryzysu w naszych relacjach, także krok od  kryzysu w Kościele – kryzysu Kościoła. Tenże bardzo często okopuje się w twierdzy, przyjmując postawę obronną, która każde słowo krytyki odbiera jako zagrożenie i na wszelki wypadek przypina jej łatkę „systemowego ataku”. A to wcale nie jest takie jednoznaczne. Odnoszę wrażenie, że w Kościele jest wielki lęk przed dopuszczeniem do głosu opinii, które mogłyby zburzyć jego "pozytywny" wizerunek. I w tym miejscu rodzi się pytanie, czy zależy nam na autentycznym dobru Kościoła, czy  tylko na tym, by zachować „dobry wizerunek”? To dwie różne sprawy, częstokroć niesłusznie ze sobą utożsamiane. W ten sposób nierzadko ratujemy abstrakcyjne idee (za nimi  często kryją się naganne ludzkie zachowania), jednocześnie krzywdząc konkretnych ludzi. Wydarzenia z ostatnich miesięcy pokazują, że taka droga nie tylko nie stanowi obrony Kościoła, ale pogłębia jego kompromitację. Jak zatem w tej trudnej  sytuacji mówić do Kościoła, jak mówić o Kościele? Co zrobić, żeby nasze obawy, niezgoda czy sprzeciw były usłyszane? Czy naprawdę jedyną szansą na wyrażenie tego, co nas boli, jest głos publicznych mediów w miejsce braterskiej rozmowy? Na te pytania na dzień dzisiejszy nie znajduję odpowiedzi.  

Na przekór pokusie totalnej negacji, dla mnie jako księdza obecne czasy kryzysu Kościoła okazują się  zaproszeniem do wejścia na drogę jeszcze większego osobistego nawrócenia, bo Pan jest moim Bogiem, Panem jedynym (por. Pwt 6,4). I wiem jeszcze, że Kościół - wcale nie piękny - może być piękny i zajaśnieć świętością swoich członków, także Twoją i moją. Nie pomogą mu  ani nie uświęcą bezduszne programy, deklaracje, z których nic nie wynika; uratuje go jedynie moja - Twoja  żywa wiara. Pomimo słabości i upadków Bóg nie przestaje mówić do mnie, do Ciebie, do swojego Kościoła.  Choć on w pewnej części swych członków zdaje się do tego niezdolny, zasłuchany  w głosy, które z duchem Ewangelii na mają nic wspólnego, czy raz jeszcze  przyjmie zaproszenie do nawrócenia, wytęży swój słuch i otworzy serce, by usłyszeć wołanie Pana?