W poszukiwaniu Wieczernika

Autor tekstu
Marek Suchar
W czasach biblijnych pobożnych Żydów obowiązywał religijny nakaz uczestniczenia w uroczystościach odbywających się w Świątyni Jerozolimskiej co najmniej trzy razy do roku, w wielkie święta: Paschę, Pięćdziesiątnicę i Święto Namiotów. Nieprzebrane tłumy pielgrzymów ściągały w tym czasie do Jerozolimy.

Wyobraźmy sobie miasto, na co dzień niezbyt duże, bo według historyków zamieszkiwane na stałe przez zaledwie 20-30 tys. ludzi, zajmujące powierzchnię około 1 km kwadratowego (cała ówczesna Jerozolima zmieściłaby się w jednej dzielnicy któregoś z dzisiejszych większych miast). W okresie świąt pielgrzymkowych z kolei było ono zatłoczone do granic możliwości i z pewnością znalezienie miejsca na nocleg lub świąteczną wieczerzę graniczyło wtedy z cudem. Może właśnie dlatego Jezus udając się z uczniami, zgodnie z religijnym nakazem, na święto Paschy do Jerozolimy, zatrzymywał się poza miastem. Ewangelie kilkukrotnie wspominają o tym, że Jezus zatrzymywał się z uczniami u przyjaciół w pobliskiej Betanii położonej na szczycie Góry Oliwnej. Dziś wioska ta nosi nazwę Al Azarija. Znajduje się w niej grobowiec czczony przez pielgrzymów jako grób Łazarza. Można stamtąd dojść na piechotę do Wzgórza Świątynnego w nie więcej niż godzinę. Z powrotem może to zająć trochę więcej czasu, bo trzeba będzie wspiąć się na strome zbocze Góry Oliwnej, ale na pewno nie jest to odległość, która mogłaby przerażać Jezusa i Jego uczniów, nawykłych do długich, pieszych wędrówek. Wiemy, że również i w przypadku tego ostatniego, dramatycznie zakończonego pobytu w świętym mieście Jezus i Jego towarzysze nie nocowali w Jerozolimie, ale na zboczach Góry Oliwnej i co rano schodzili stamtąd przez dolinę potoku Cedron do świątyni, a pod wieczór opuszczali mury miasta.

W czwartek wieczorem, 14 dnia żydowskiego miesiąca Nissan, Jezus spożył z uczniami uroczysty, pożegnalny posiłek, który ewangeliści nazywają wieczerzą paschalną, mając na myśli, jak się wydaje, nie tyle to, że odbyła się ona w święto Paschy, ale że miała takie znaczenie jak wieczerza paschalna. Wiemy, że odbyło się to w Jerozolimie, ale dokładne miejsce nie jest nigdzie w świętych tekstach wskazane. Czy dziś, po upływie prawie dwóch tysięcy lat, pielgrzymując do Jerozolimy i odwiedzając miejsce, które zgodnie z franciszkańską tradycją nazywa się Wieczernikiem, możemy być pewni, że jesteśmy w tym samym miejscu, w którym Jezus, podczas Ostatniej Wieczerzy, ustanowił Eucharystię? Jeśli chodzi o lokalizację Wieczernika, polegamy głównie na wielowiekowej chrześcijańskiej tradycji. Historycy i archeolodzy wciąż poszukują dowodów, które ponad wszelką wątpliwość potwierdziłyby prawdziwość jednego z miejsc przez różne tradycje kojarzonych z Wieczernikiem, ale jak na razie nie udało się im osiągnąć jednolitego stanowiska w tej kwestii. Cóż w takim razie mamy począć my wszyscy, pielgrzymujący do Świętego Miasta w poszukiwaniu śladów zdarzeń opisanych w Ewangeliach, zwłaszcza tych dla nas najważniejszych, związanych z ostatnimi godzinami życia Jezusa?

Proponuję sięgnąć do najpewniejszego źródła, a mianowicie do samej Ewangelii i, mając na uwadze ewangeliczne przekazy, przyjrzeć im się odwołując się do dzisiejszej wiedzy o realiach życia w żydowskiej Palestynie za czasów Jezusa. Z Ewangelii dowiadujemy się, że tego dnia, wybierając się rankiem do świątyni, Jezus wysłał przodem dwóch spośród swoich uczniów, polecając im przygotować miejsce na uroczysty, wspólny wieczorny posiłek. Scena ta opisana jest szczegółowo i niemal identycznie we wszystkich trzech Ewangeliach synoptycznych, czyli u Marka, Mateuszai Łukasza. Synoptycy przedstawiają plastyczny obraz ostatnich kilku dni z życia Jezusa, ale podczas lektury należy pamiętać, że ich zamiarem nie było napisanie czegoś w rodzaju reportażu czy biografii Jezusa, ale przede wszystkim traktatu teologicznego, a więc opowieści o Jego działalności i nauczaniu. Nic więc dziwnego, że święci autorzy skupiają się na wątkach teologicznych, zaś wiele szczegółów przebiegu opisywanych przez siebie zdarzeń, nieistotnych z teologicznego punktu widzenia, po prostu pomijają, pozostawiając je ewentualnie naszej pobożnej wyobraźni i domyślności. Tym bardziej więc zdumiewać musi fakt, że w opisie Ostatniej Wieczerzy ewangeliści podają szczegóły na pierwszy rzut oka banalne i nieistotne.

Czytamy oto, że wysyłając do miasta dwóch uczniów, aby wszystko należycie zorganizowali na wieczór, Jezus udzielił im nieco dziwnych wskazówek, jakby niepasujących do opisu kolejnych wydarzeń o nieporównywalnej skali dramatyzmu: ustanowienia Eucharystii, męki i ukrzyżowania Jezusa, a wreszcie Jego zmartwychwstania. W zestawieniu z doniosłością tych wydarzeń, szczegóły dotyczące kolacji, nawet uroczystej, mogą wydawać się nieistotne, a przez to także trochę „nie na miejscu”. Jeśli jednak uznajemy, że Ewangelia nie zawiera nieistotnych szczegółów, że jest świętym tekstem, a co za tym idzie, że każde, nawet pojedyncze słowo ma dla nas znaczenie, to musimy sobie zadać pytanie: Co takiego chcieli nam powiedzieć ewangeliści w tym konkretnym fragmencie? Jak możemy zrozumieć opowieść o tym, że dwójka wysłanych do miasta uczniów miała się rozglądać za mężczyzną niosącym dzban z wodą, który miał ich doprowadzić do nieznanego im właściciela domu, któremu z kolei mieli przekazać wiadomość, że Nauczyciel (którego najwidoczniejnie musieli mu przedstawiać) chce zjeść z grupą uczniów wieczorny posiłek w jego domu? Przy czym najwyraźniej nie była to prośba o wynajęcie jakiegoś pomieszczenia, ale o udzielenie gościny, i to w sytuacji, kiedy z powodu Paschy miasto dosłownie pękało w szwach i wszystkie miejsca najpewniej były już od dawna zajęte. I jeszcze ta wiadomość, że kolacja ma się odbyć koniecznie na piętrze: On (gospodarz) wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie (wieczerzę) dla nas (Mk 14,15).

Zdaniem biblistów, jeśli wszystkie trzy Ewangelie synoptyczne nieomal identycznie odnotowują jakąś wypowiedź Jezusa, można wnioskować, że w tym momencie dosłownie cytują Jego słowa. Dzieje się tak wtedy, kiedy chodzi o sprawę wielkiej wagi. Czy możemy na tej podstawie wnioskować, że posiłek, którego przygotowanie Jezus szczegółowo zaplanował, nie był zwyczajną wieczerzą? Że był wyjątkowy? Nie może być inaczej, skoro właśnie wtedy została ustanowiona Eucharystia! Powiedzieliśmy już wcześniej, że lokalizacja Wieczernika nie została w Ewangeliach konkretnie wskazana. Ale w jaki sposób można ją było określić? Podać adres? Przecież za czasów Jezusa ulice nie miały nazw, a domy numerów. Zresztą nawet gdyby miały ‒ cóż by to nam dziś dało, jeśli stosunkowo niewiele lat po opisywanych tu zdarzeniach Jerozolima została doszczętnie zniszczona przez Rzymian, a i później była wielokrotnie burzona, odbudowywana i przebudowywana. Gdyby więc nawet w Ewangelii były podane szczegółowe wskazówki topograficzne, i tak zapewne okazałyby się one nieprzydatne na początku XXI wieku. Może jednak możemy szukać w Ewangelii wskazówek odnośnie
lokalizacji Wieczernika według innego klucza?

Ze zgodnej relacji Mateusza, Łukasza i Marka wynika, że Jezus kazał uczniom szukać osoby niosącej do domu wodę zaczerpniętą ze źródła. Gdzie najłatwiej spotkać taką osobę? Oczywiście w pobliżu miejsca czerpania wody. Po drodze z Betanii na Wzgórze Świątynne znajdowało się tylko jedno takie miejsce: sadzawka Siloe, do której wydrążonymi w skale kanałami spływała woda z jedynego w tej okolicy źródła Gichon. Zaopatrywali się w niej mieszkańcy najbliżej leżących dzielnic, nazywanych Dolnym i Górnym Miastem. Wynikać z tego może tylko jeden wniosek: budynek, w którym odbyć się miała Ostatnia Wieczerza, znajdował się w Górnym albo Dolnym Mieście. Sadzawka Siloe istnieje w Jerozolimie do dzisiaj. Nietrudno było ją znaleźć wówczas, i obecnie także łatwo do niej trafić, bo wciąż znajduje się w tym samym miejscu. Przy okazji warto zauważyć, że źródła, rzeki, szczyty skalne i jaskinie to najbardziej naturalne, trwałe i czytelne punkty orientacyjne w Ziemi Świętej. Może dlatego tak często wspomina się o nich zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie. Wiemy już zatem, że Wieczernik znajdował się w pobliżu sadzawki Siloe: albo w niżej położonej, uboższej dzielnicy, zwanej wówczas Dolnym Miastem, albo w zamożniejszym Górnym Mieście, gdzie ulokowane były rezydencje wyższych urzędników i kapłanów.

Co jeszcze mówią nam ewangeliści? Jezus polecił uczniom szukać mężczyzny niosącego wodę. Jak się nazywał i kim był ów człowiek? Czemu Jezus nie wymienił jego imienia, czemu nie podał uczniom nazwiska gospodarza domu, który mieli znaleźć i nie kazał im o niego rozpytywać wśród sąsiadów? Innymi słowy, czemu wysyłając uczniów do miasta, Jezus nie udzielił im bardziej konkretnych wskazówek? A może to, co im powiedział, było wystarczająco konkretną wskazówką? Konieczne jest w tym miejscu kolejne wyjaśnienie odnoszące się do realiów życia w ówczesnej Palestynie. Otóż przynoszenie wody ze studni było wówczas zajęciem kobiecym. Widok mężczyzny niosącego dzban wody na ramieniu musiał być w mieście rzadkością, podobnie jak widok mężczyzny robiącego przy sadzawce pranie. Te prace były uważane za wyłącznie lub typowo kobiece. Obowiązek ten mógł przypaść mężczyźnie właściwie tylko, jeśli w domu zabrakło kobiety, lub kiedy była niezdolna do dźwigania ciężarów z powodu choroby. Trzeba zauważyć, że wiedza o takich szczegółach z życia rodziny jest dostępna tylko osobom utrzymującym bliskie z nią relacje. Jezus musiał więc dobrze znać dom, do którego wysyłał uczniów. Za to sami apostołowie ludzi tych z pewnością nie znali. Bo przecież gdyby ich znali, wystarczyłoby po prostu podać nazwisko rodziny, która miała im udzielić gościny. A Jezus czegoś takiego nie zrobił. Co więcej, z jakiegoś powodu Jezus nie chciał, by uczniowie rozpytywali o tę osobę wśród mieszkańców dzielnicy. Zwróćmy też uwagę, że nie chodziło o wynajęcie pomieszczenia, ale o udzielenie gościny, o co, zwłaszcza zważywszy na wyjątkowe okoliczności (Pascha), można prosić tylko w szczególnych wypadkach i tylko osoby dobrze sobie znane.

Czy możemy na tej podstawie wnioskować, że gospodarzowi domu, do którego udali się dwaj uczniowie, Jezus był dobrze znany, że był dla niego kimś ważnym, kimś, z kim się liczył, że Jego prośby traktował jak polecenia? Jezus chce, żeby posłańcy przekazali gospodarzowi, że „Nauczyciel” chce w jego domu zjeść uroczystą wieczerzę z uczniami. Zwróćmy uwagę, że słowo „Nauczyciel” wystarczy za całe wytłumaczenie, o kogo chodzi. Posłani przez Jezusa uczniowie dobrze wiedzieli, kto jest ich Nauczycielem. Okazuje się, że musiał to równie dobrze wiedzieć ich rozmówca. Prawdopodobnie i dla niego Jezus był – jego – Nauczycielem. Może to oznaczać, że Jezus wysłał uczniów do jednego ze swych potajemnych wyznawców. To by wyjaśniało, dlaczego towarzysze Jezusa wcześniej go nie znali i mieli o niego nie rozpytywać w okolicy. Być może dlatego, żeby kogoś, kto ze swym poparciem dla Jezusa dotąd się ukrywał, nie „zdekonspirować”.

W rozważanym przez nas fragmencie jest jeszcze jeden dziwny szczegół, który z czasem stał się być może także i źródłem wielu nieporozumień. Jezus mówi uczniom, aby poprosili właściciela domu o użyczenie „sali na górze”. Ktoś mógłby spytać, dlaczego to ważne, że sala ma być na górze, a nie na dole? Dlaczego ten fakt jest w ogóle warty wspomnienia? Otóż, po pierwsze, trzeba powiedzieć, że użyte w greckim tekście Ewangelii określenie anagaion oznacza przede wszystkim po prostu jadalnię. Natomiast rzeczą dodatkową jest, że takie jadalnie w greckich lub zhellenizowanych przejmujących grecko-rzymskie zwyczaje), żydowskich domach mieściły się na piętrze. Tu znów czytelnikom może przydać się kilka słów dodatkowego wyjaśnienia. W czasach Jezusa żydowscy mieszkańcy ówczesnej Palestyny spożywali dwa posiłki dziennie: rano i wieczorem. Poranny jadało się na parterze, często w atrium, samotnie i w pośpiechu, przed przystąpieniem do wykonywania codziennych obowiązków.

Do wieczerzy natomiast zasiadało się wspólnie, w jadalni na piętrze domu. Nawet w zwykły dzień wieczorny posiłek miał bardziej uroczysty charakter niż ten poranny. Żydzi w czasie wieczerzy odmawiają wspólnie błogosławieństwa, zwracając się w nich bezpośrednio do Pana Boga, który jest Królem wszechświata, i dziękują Mu za spożywane pokarmy. Wspomniane w Ewangeliach pomieszczenie nazywane anagaion to zatem właśnie taka, przeznaczona specjalnie do spożywania kolacji, jadalnia, mieszcząca się na piętrze domu, uważanym za bardziej elegancką i reprezentacyjną jego część niż parter, gdzie były wykonywane różne codzienne prace gospodarskie, a także gdzie przebywać mogły zwierzęta domowe. Tylko że, oczywiście, takie jadalnie istniały jedynie w domach, które miały więcej niż jedną kondygnację, a więc nie były to jakieś proste chaty lub małe kamienne domki, ale bardziej okazałe domostwa, należące do kogoś zamożnego. Jeśli dom był piętrowy, to jego właściciel musiał być osobą zamożną, a skoro tak, to pewnie mieszkał w lepszej dzielnicy, a więc w Górnym, nie w Dolnym Mieście, czyli w okolicach dzisiejszego kwartału ormiańskiego i żydowskiego lub na tak zwanym chrześcijańskim Syjonie. W Dolnym Mieście, czyli tam, gdzie znajduje się „Miasto Dawida” i współczesna arabska dzielnica Silwan, domy były o wiele skromniejsze.

W ten oto sposób wyjaśnia się więc kolejny, niezrozumiały dla nas wcześniej, szczegół: z tego opisu wnioskujemy, że Wieczernik znajdował się w okolicach wzgórza Syjon, w domu należącym prawdopodobnie do zhellenizowanego, a więc zamożnego jerozolimskiego wysokiego urzędnika, być może wyższego kapłana, a może nawet któregoś z członków Sanhedrynu.

Czego zatem dowiedzieliśmy się z krótkiej wiadomości przekazanej nam przez ewangelistów, po rozszyfrowaniu początkowo niejasnych i niezrozumiałych dla nas detali? Otóż po uważnej lekturze i analizie okazuje się, że Wieczernik znajdował się mniej więcej tam, gdzie lokuje go dziś wielowiekowa tradycja chrześcijańska, czyli na wzgórzu Syjon lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Wiemy też, że dom, w którym on się znajdował, należał do jakiegoś wysoko postawionego mieszkańca Jerozolimy, będącego potajemnym wyznawcą Jezusa i Jego nauk. Czy mógł nim być któryś z dwóch wspomnianych w Ewangeliach z imienia „ukrytych” uczniów Jezusa, czyli Nikodem lub Józef z Arymatei? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi, choć wydaje się prawdopodobne, że ktoś, kto w czwartkowy wieczór udzielił gościny Jezusowi i Jego uczniom, nie odmówiłby swej pomocy również następnego dnia, kiedy ciało zmarłego na krzyżu Nauczyciela trzeba było godnie pochować. Pewności w tej kwestii jednak mieć nie możemy.

Dzisiejszy Wieczernik to piękna, surowa i pusta sala znajdująca się na piętrze gotyckiego budynku wzniesionego za czasów krzyżowców. Oczywiście nie jest ona „tą salą”, w której Jezus ustanowił Eucharystię. Franciszkanie, którzy przez kilka stuleci byli gospodarzami tego budynku, twierdzą jedynie, że znajduje się ona w miejscu Wieczernika. A przez szacunek dla detali zlokalizowali ją na piętrze budynku zbudowanego przez krzyżowców w miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się wczesnochrześcijańskie kościoły. Spory naukowców badających historyczne i archeologiczne argumenty za i przeciw tej lokalizacji, jak już wcześniej wspomnieliśmy, wciąż nie ustają. Tymczasem odwiedzający to miejsce pielgrzymi wcale nie chcą o tych sporach słuchać. Nie przyjeżdżają tu przecież, żeby prowadzić dyskusje naukowe, ale by w ciszy i spokoju panujących w tej pustej, prawie pozbawionej ozdób sali rozważać i przeżywać na nowo zdarzenia opisane w Ewangelii. Bo tak naprawdę przecież nie ma większego znaczenia, czy coś zdarzyło się kilka metrów dalej czy bliżej. Pielgrzymujemy do miejsc świętych, by móc przeżywać bliskość Jezusa, a nie prowadzić naukowe dyskusje na temat miejsc, w których bywał lub nie bywał.

W przeżywaniu historyczności ewangelijnych zdarzeń o wiele bardziej niż naukowe ustalenia pomagają towarzyszące nam w Ziemi Świętej doznania: pogoda, rodzaj światła słonecznego, zapach powietrza, kolor nieba i skał, odległości. Jak  powiedział Jan Paweł II w Liście o pielgrzymowaniu do miejsc związanych z historią zbawienia: Przestrzeń może przechowywać znaki nadzwyczajnych zbawczych interwencji Boga, a w Jerozolimie przestrzeń ta nabiera konkretu. Życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa wydarzyły się przecież w sposób realny ‒ miały swój wymiar czasowy i przestrzenny, i (w tym znaczeniu) są zdarzeniem historycznym.

Punktem wyjścia do naszych rozważań była autentyczność lokalizacji Wieczernika ‒ jednego z najważniejszych miejsc świętych chrześcijaństwa. Nieoczekiwanie stały się one jednak także ilustracją tego, jak można czytać święte teksty, wnikając w zawartą w ich słowach głęboką treść. Tylko niekiedy treść ta może być dla nas oczywista. Zwykle dotarcie do niej wymaga głębokiego namysłu i wysiłku, a także... wiedzy. Historyczność życia Jezusa, o której mówi Jan Paweł II, wiąże się z koniecznością poznania i zrozumienia realiów Jego życia, znajomością kontekstów historycznych, kulturowych i nawet językowych powstania Ewangelii. Dopiero taka wiedza pozwoli nam wnikać w tajemnice tego swoistego szyfru: świętego tekstu, przenoszącego przez tysiąclecia w sposób nienaruszony treści i znaczenia – jakby ponad wszelkimi zmianami, którym w tym czasie podlegała postać świata.

Marek Suchar, dr psychologii, absolwent
studiów podyplomowych z historii,
geografii i archeologii biblijnej w Wyższej
Szkole Filologii Hebrajskiej, autor książek
i artykułów poświęconych Jerozolimie,
wykładowca na Uniwersytecie SWPS
 

Artykuł ukazał się w czasopiśmie Galilea. Za udostępnienie artykułu dziękujemy.

Logo Galilea