„Strajk kobiet” a sprawa więzi

Autor tekstu
ks. Jacek Socha
Nie widziałem żadnej demonstracji pod kościołem św. Mikołaja w Gdyni, choć obserwowałem samochody przejeżdżające w kolumnadzie pobliską ulicą Morską i było ich sporo. Słyszałem również, że tu i ówdzie pomalowano i oszpecono elewacje kościołów w Gdyni. Zastanawiam się więc intensywnie, co owe

   Nie widziałem żadnej demonstracji pod kościołem św. Mikołaja w Gdyni, choć obserwowałem samochody przejeżdżające w kolumnadzie pobliską ulicą Morską i było ich sporo. Słyszałem również, że tu i ówdzie pomalowano i oszpecono elewacje kościołów w Gdyni. Zastanawiam się więc intensywnie, co owe protesty nazwane „strajkiem kobiet” oznaczają dla mnie, dla ludzi z którymi staram się budować Kościół? Gdzie są najgłębsze przyczyny dzisiejszego niepokoju?

Otóż myśl, którą chcę się podzielić, to sprawa kryzysu więzi. Wydaje się, że „wybuchają” na naszych oczach problemy ukryte lub bagatelizowane przez wiele dziesięcioleci. „Wybuchają” złością, protestem, agresją i wulgaryzmami. Jest w nich coś niekontrolowanego, a wszystko to ma swoje źródło w dramacie i frustracji z powodu braku więzi międzyludzkich: w rodzinach, w Kościele, w mieście, w szkole i państwie. Mam taką intuicję, iż podobny ból przeżył Zachód w 1968 roku. U nas z powodu komunizmu nie było to możliwe.

Wraz ze wspólnota neokatechumenalną czytałem wczoraj  Księgę Sędziów, a w niej historię Gedeona. Jest to ciekawe źródło do refleksji nad aktualnymi wydarzeniami. Bóg kazał Gedeonowi radykalnie zmniejszyć armię z 3000 do 300, aby nie miał wątpliwości, kto stał za zwycięstwem w jego życiu. Gedeon, który zmagał się z zaufaniem Bogu, pytał : dlaczego spotykają nas trudne doświadczenia, skoro kiedyś w naszej historii było tak wspaniale? Czyż nie podobnie jest dzisiaj w polskim Kościele? Być może będzie nas już mniej, obyśmy jednak byli wspólnotą dojrzałych więzi.

Mam takie wrażenie, że na moich oczach zmienia się rzeczywistość kościelna. Widzę przełom, który już się dokonuje. Oto w tym roku akademickim, w mojej diecezji, zostanie wyświęcony ostatni w miarę duży rocznik nowych księży. Gdy aktualni diakoni zostaną prezbiterami i odejdą z seminarium, pozostanie w nim niewiele ponad dwudziestu studentów. Może trzeba będzie połączyć gdańskie seminarium z którymś z sąsiednich diecezji, gdzie proces spadku liczby powołań jest podobny lub jeszcze szybszy?

Sprawa spadku liczby powołań nie jest jednak najważniejszym problem mojego Kościoła lokalnego, ale jest kwestią symboliczną. Ważniejszym problemem jest zanik więzi. Są jeszcze ludzie w Trójmieście i okolicach, którzy szukają Kościoła, w którym są więzi, a nie znajdują go. Jak więc im pomóc? Jak sprawować Eucharystię, by miała charakter wspólnototwórczy? Co zrobić, by spowiedź nie była tylko rytuałem, ale miała charakter spotkania? Co zrobić, by parafia i diecezja były miejscem pełnym dojrzałych więzi? Może trzeba nam m.in. dobrze przeżytego, nowego synodu diecezjalnego, który będzie wspólną drogą kobiet i mężczyzn, świeckich i duchownych?

Ostatnie lata w archidiecezji gdańskiej to śmierć więzi między biskupem a księżmi oraz między księżmi. Czeka nas żmudna odbudowa. Oby nowy arcybiskup chciał się tego podjąć. Nie musi nas być wielu, obyśmy byli jedno, w Duchu Świętym,  w autentycznych więziach, we wspólnej wizji duszpasterskiej z nowym arcybiskupem, w ewangelizacji, w tworzeniu relacji, gdzie będzie przestrzeń na spotkanie i wysłuchanie siebie.

Myślę, że odpowiedzią na dzisiejszy kryzys jest budowanie więzi. Jest pewien skarb ukryty w Kościele, a jest nim możliwość przeżycia więzi, które dzieją się „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Doświadczyć czegoś takiego z drugim człowiekem, z grupą ludzi, to coś bezcennego. Takie więzi są głębsze niż więzy krwi, takie więzi ratują przed frustracją i nihilizmem. Ten największy skarb Kościoła, który może być darem dla współczesnego świata, niestety często jest głęboko ukryty.