Zmartwych-wstanie kontra korona-manie

Autor tekstu
Ks. Jacek Nawrot
Święta paschalne wracają wiosnami, wirusy i koronawirusy pojawiają się czasami, ale to nie te czasowe wydarzenia zmieniają człowieka. Człowieka zmienia myślenie. Teraz jest czas pandemii wirusa i to pewnie zmieni myślenie (czyli życie) wielu ludzi, w tym także nas kapłanów. Można zaryzykować

Święta paschalne wracają wiosnami, wirusy i koronawirusy pojawiają się czasami, ale to nie te czasowe wydarzenia zmieniają człowieka. Człowieka zmienia myślenie. Teraz jest czas pandemii wirusa i to pewnie zmieni myślenie (czyli życie) wielu ludzi, w tym także nas kapłanów. Można zaryzykować stwierdzenie, że żyjemy tak jak myślimy. Koronawirus jest i przeminie, tylko czy nie zostanie po nim chore myślenie. Nie wiem, czy nadal będę wierzył w moc życia paschy Jezusa, czy poddam się wierzeniom na temat mocy śmierci koronawirusa.

A właśnie myślenie czyli sposób patrzenia na świat, będzie decydował o mnie, o tym kim jestem. Skupienie się na koronawirusie może szybko doprowadzić do zatrucia mojej wiary obsesjami, teoriami spiskowymi czy natręctwami lękowymi. To jest droga do coraz głębszej utraty wolności, czyli zdolności do decydowania o sobie. Wiem, że wiara w Boga działa zupełnie nie tak. Kiedy skupiam moje myśli wokół osoby Chrystusa, to wiem że żadne lęki i zagrożenia nie zmniejszą mojej wolności, wręcz odwrotnie, wzrasta wówczas moja zdolność do decydowania o sobie samym. Bo kiedy ufam Chrystusowi, to nie boję się o siebie.  

Zatem dokąd prowadzi moje kapłańskie myśli Chrystus zmartwychwstały. Prowadzi mnie do jednego słowa klucza: miłość. Pisał na ten temat ks. Franciszek Grudniok:

„Jedynym lekarstwem na śmierć jest miłość. Miłość nigdy nie umiera. Tak więc trwają wiara, nadzieja i miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość. Miłość niczego nie zostawia dla siebie. Miłość wszystko oddaje. I dopiero to, co jest oddane, staje się naszą prawdziwą własnością.

Na pewnej studni umieszczono napis: Proste jest moje zadanie: dawanie, tylko dawanie. To właśnie przy studni spotkał Jezus Samarytankę i obiecał, że da jej pić ze źródła, które nigdy nie wysycha. Kto pije z tego źródła, nigdy pragnąć nie będzie. On sam stał się tą Studnią, przy której zasiadła ludzkość i od dwóch tysięcy lat gasi swe pragnienie: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Źródlaną wodą, która bije z tej Studni, jest niewyczerpana Miłość. Od chwili, kiedy żołnierz otworzył włócznią bok Chrystusa, Krew symbol Miłości nie przestaje się sączyć z krzyża na cały świat. Na drzewie krzyża Chrystus pokonał śmierć.

Cała nasza tragedia polega na niedostatku miłości. Jej płomień wciąż gaśnie, dogorywa. Wystawiony jest na nieustanne wiatry nałogów i namiętności. Stygnie nasz zapał i żar apostolski. Zapominamy, że miłość wszczepiona w nas przez chrzest musi być ciągle odnawiana, rozbudzana na modlitwie, medytacji w bliskości tabernakulum w kontakcie ze Słowem objawionym. Gdy zabraknie paliwa — gaśnie płomień. I wtedy zagraża nam śmierć ducha. Kiedy stygnie miłość, wtedy pojawia się natychmiast lęk przed śmiercią, bo wtedy śmierć staje się faktem.”

Jestem kapłanem Chrystusa z mocy święceń, ale pragnę stawać się tym Jego kapłanem z mocy mojego myślenia. Coraz bardziej tylko wokół Jego tajemnicy, Jego obietnicy i Jego wszechmocy. Zatem moja wiara w Chrystusa, będzie moją bronią przeciw pokusom koronamaniactwa.