Potrzebujemy pokuty

Autor tekstu
Emilia
Czytając ostatnio refleksje ks. Krzysztofa Konkola „Prokurator czy ojciec? Kilka słów o spowiednikach” poczułam pewien niedosyt - zabrakło mi w tym obrazie kilku słów o pokucie.


Z mojej perspektywy bowiem często to właśnie zalecana pokuta jest takim próbnikiem, który typ spowiednika trafił nam się w konfesjonale. Inna powinna być przecież forma zadośćuczynienia dla kogoś, kto według wyznawanych grzechów ma problem z modlitwą, z samym zbliżeniem się do Boga – taka która na nowo może z Nim związać, a inna dla kogoś kto słabnie w relacjach z innymi ludźmi.  Czasami forma zadanego zadośćuczynienia bywa tak oderwana od wyznanych grzechów, że człowiek odchodzi z konfesjonału z takim poczuciem, że spowiednikowi w zasadzie jest wszystko jedno, czy w nim po tej spowiedzi coś się zmieni, czy nie, a skoro tak, to po co się męczyć. Trochę tak jak z paradoksem urzędu pracy, do którego przychodzi bezrobotny - urzędnik ma mu pomóc, ale czasami jakby się obawiał, że gdy pomoże mu zbyt skutecznie, to sam przestanie być potrzebny. 

Niekiedy wygląda to tak, jakby kapłan słuchając spowiedzi zaczynał sam utożsamiać się podejściem spowiadającego się i tam gdzie jest ono rutynowe, zdawkowa staje się też nauka i pokuta. 

Tymczasem wybór formuły spowiedzi, a tym samym rodzaju spowiednika – z jakże prawdziwego katalogu przedstawionego przez Księdza Krzysztofa - zawsze jest poprzedzony jakąś wewnętrzną, choćby nie do końca świadomą decyzją – czy wracam do Ojca na stałe i chcę mieszkać blisko Niego, czy wpadnę Go tylko odwiedzić, posiedzę pół godzinki i wracam do swoich spraw. Ten wybór jest jednak cały czas otwarty i może zmienić się w sakramencie spowiedzi, a często właśnie zmienia się w momencie tego zadośćuczynienia – gdy pacjent już po operacji wycięcia chorego miejsca musi podjąć własne starania, aby rana się zabliźniła i choroba nie wracała.

Tak jak zalecenia lekarskie dotyczące powrotu do zdrowia powinny pasować do choroby, tak zalecana pokuta powinna dotyczyć tego co w człowieku zostało zniekształcone i wymaga naprawy. Mam takie doświadczenie, że jedno niefortunne zdanie w czasie spowiedzi oparte na powtarzanym co drugiemu sloganie i pokuta oderwana od wyznanych słabości, mogą czasami na wiele lat zablokować to wewnętrzne nawrócenie serca czy rozwój modlitwy, który do niego prowadzi.

Spowiedź – bez względu na to, w jaki szablon spowiednika kapłan się wpasował – powinna uczyć stawania się prawdziwym przed Bogiem i wracania do Niego bez lęku. Gdzie mamy się tego nauczyć, jeżeli spowiedź nie będzie prawdziwa?

Artykuł ks. Krzysztofa Konkola