Kapłan Chrystusa czy Chrystus kapłana

Autor tekstu
ks. Jacek Nawrot
Chyba każdemu z nas zdarzyło się zastanawiać, kim jesteśmy dla innych: powietrzem, służącym, a może mistrzem czy obiektem adoracji. A gdy chodzi o naszych przyjaciół, to czy także nie pytamy siebie albo ich, czy jesteśmy dla nich ważni. Jeśli mam z kimś relację to zawsze ma on prawo zapytać także mnie, kim on dla mnie jest.

I Chrystus zatem pyta: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Chodzi na pewno o bóstwo Jezusa, ale tak praktycznie chodzi o mnie i o mój świat wartości. W zdrowej hierarchii Bóg jest pierwszy i wtedy wszystko bywa na swoim miejscu. Bałagan pojawia się wraz z zniekształceniem mojej hierarchii ważności. A przecież już nie raz zdarzyło mi się mieć chory obraz samego siebie i skupić się na sobie tak bardzo, że Jezus został całkiem pominięty. Duchowość dostarczyła nam wiele narzędzi na określenie tego stanu i nazywa go pychą żywota.

Moje kapłaństwo jako sakrament wyrasta niewątpliwie ponad wszystkie inne stany - i stąd łatwo może wyrosnąć w sercu pokusa uważania się za większego od innych. Kiedyś ta chora duma z siebie, o mały włos nie wysadziła mnie w powietrze. Takie jest już nieszczęsne cią­żenie serca ludzkiego. Chrystus najlepiej rozumie moją ludzką skłon­ność do tej słabości - stąd jego własny przykład: „Tak mówcie i wy: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wy­konaliśmy to, co powinniśmy wykonać»” (Łk 17,10).

Za ks. Grudniokiem powinienem sobie codziennie uświadamiać pewne fakty wyni­kające z obserwacji: pycha się nie modli, pycha nie uznaje nikogo ponad sobą. Pycha nie zgina głowy ani kolan, nie uznaje rachun­ków sumienia, nie ma nigdy za co żałować. Pycha jest samowystarczal­na, liczy się tylko z własnym zdaniem. Pycha separuje od Boga i ludzi, bo wypływa z kłamstwa, nieprawdy, buduje na fałszywych przesłankach. Pycha na wszystkich patrzy z góry, podczas gdy człowiek musi na więk­szość spraw patrzeć od dołu, z pozycji stworzenia, z pozycji upadłej na­tury: „Zrównajcie pagórki, wypełnijcie doliny (...)”.

Szczęśliwi ci, którzy nie utracili zdolności do prawdziwego spojrzenia na siebie, na swoje błędy, wady, niedociągnięcia, którzy umie­ją z wdzięcznością przyjąć nagany i ostrzeżenia. Rozpoznanie choroby to już połowa leczenia. A raka pychy trzeba zdemaskować, póki nie jest za późno. Zdolność do uznania swoich błędów i gotowość do zmiany swego myślenia i działania, jest wielkim krokiem ku autentycznej pokorze. Święta Teresa od Jezusa powiedziała kiedyś: „Błąd tych, którzy nie po­stępują w życiu wewnętrznym leży w braku pokory. Albowiem pokora jest fundamentem budowy życia wewnętrznego i nigdy Pan nie pozwoli jej wznieść się zbyt wysoko, jeśli brak jej mocnego fundamentu”.

Pokora nie garbi człowieka, nie łamie jego kręgosłupa, nie chyli ku ziemi, nie spuszcza wstydliwie oczu. Pokorny choć jest zawsze krytyczny wobec siebie, to przecież świa­domy swej godności. I ja tego próbuje: nie upierać się przy swoim, wysłuchać cierpliwie, nie obrażać się z byle powodu a najlepiej wcale. Pokora jest mi potrzebna żeby moja hierarchia była prawdziwa, po to żebym ja był zdrowy. Bo na co się komu przyda kapłan z chorą duszą, chyba na szyderstwo i podeptanie przez ludzi.

Ks. Jacek Nawrot