"O 16:00 czekam w konfesjonale"

Autor tekstu
Ks. Rafał Sorkowicz SChr
Wszystko powoli się uspokaja. Noc i gęsta ciemność zaczynają smakować. On gdzieś jest. Przy mnie, za mną, we mnie. Wszystko jedno. Daje konkretne znaki. Przychodzi mimo drzwi zamkniętych. Nic nie widać, nie słychać. Jest tylko ta cicha, pełna pokoju – wewnętrzna intuicja…„Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”…

Wszystko powoli się uspokaja. Noc i gęsta ciemność zaczynają smakować. On gdzieś jest. Przy mnie, za mną, we mnie. Wszystko jedno. Daje konkretne znaki. Przychodzi mimo drzwi zamkniętych. Nic nie widać, nie słychać. Jest tylko ta cicha, pełna pokoju – wewnętrzna intuicja…

„Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka”…

Te słowa podnoszą na duchu. Wypowiada je przecież Ten, który wie co mówi i który nigdy słów nie rzuca na przysłowiowy wiatr. Mogłem je ostatnio rzec pewnemu człowiekowi, którego Bóg postawił na mojej drodze wiele miesięcy temu. Przyprowadziła go na plebanię jego małżonka. Mówiła płacząc: „Niech ksiądz coś zrobi… Niech ojciec mu pomoże”… Patrzyłem się na nich i pomyślałem sobie: „To nie ten adres”. Ja nie pomogę w niczym. Ale On… Jemu na pewno się uda.

W chwilę później siedzimy w moim pokoju. Małżonka stoi na zewnątrz. Daniel coś mówi, opowiada, szlocha. Siedzi przede mną rasowy alkoholik, wiekiem około czterdziestki, żonaty, właściciel dobrze prosperującej firmy. Mówi długo, a ja myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Modlę się. W końcu sięgam po stułę i proponuję: „Czas na spowiedź… Jeszcze raz to wszystko powiedz, ale nie mi, tylko Jezusowi”… Rzucam go w objęcia sakramentu spowiedzi. Mijają kolejne minuty. Znak krzyża, formuła rozgrzeszenia. Wychodzi. Odsyłam go do terapeuty. Proszę, by chociaż spróbował. Obiecuje, że podejmie próbę. Jak się później okazało, nie blefował…

Kilka miesięcy później… Siedzę w swoim pokoju, coś tam czytam. Nagle odzywa się telefon. Sms od mojego ucznia. Też Daniel. Pyta się, kiedy może przyjść do spowiedzi. Odpisuję: „Jutro o 16:00 czekam w konfesjonale”. Wysyłam smsa. Przez pomyłkę (błogosławioną zupełnie) wysyłam wiadomość nie do mojego ucznia, ale do Daniela alkoholika.

A ten nawalony jak łoś siedział w fotelu, załamany totalnie, że znowu sięgnął po butelkę. Terapia, miłość żony, cierpliwość dzieciaków… Nie udało się?… Miało być dobrze… Miało być pięknie, normalne. I siedzi w tym fotelu, aż tu nagle dzwoni telefon komórkowy. Bierze go do ręki i czyta powoli: „„Jutro o 16:00 czekam w konfesjonale”. Zdębiał…

W kilka dni później przyszedł Daniel do kościoła. Siedziałem w konfesjonale. Podszedł, uklęknął, zrobił znak krzyża. Drżącym głosem przebija się przez swoją porażkę, głupotę, lęk… W ławce siedzi żona, skulona jak pisklę, zatopiona w modlitwie. Jak Mojżesz na górze Synaj, kiedy nacierali Amalekici…

Daniel płacze… A Chrystus mówi: „Pokój zostawiam ci, pokój mój daję tobie. Nie tak jak daje świat, Ja Tobie daję. Niech się nie trwoży serce twoje ani się nie lęka. Oto czynię wszystko nowe”…

Odchodzi od konfesjonału. Znowu idzie na terapię. Jest z nim żona, są z nim dzieci. A jeśli oni są z nim, to i jest z nim Chrystus. Tyle mi wystarcza na dzień dzisiejszy. Tyle kryje się w słowach, które wypowiadam: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”… W mroku wiary, odartej z „religijnej pewności”. Bo przecież „credere” – „wierzyć” wywodzi się od „cor dare” czyli „dać serce”… Temu, który leczy, który uzdrawia, który podnosi z ziemi nasze duchowe zwłoki, by je ożywić…

Deo gratias… Domine…