Pozwolić się kochać

Autor tekstu
kard. Carlo Maria Martini
Tylko jedno podkreślenie, ale za to istotne.Uczeń umiłowany nie uczynił nic, podczas gdy Jezus miłuje go w najwyższym stopniu. To nauka, że Jezus kocha nas jako pierwszy, a my nie czynimy nic, zanim zostaniemy umiłowani przez Niego.

Tylko jedno podkreślenie, ale za to istotne.

Uczeń umiłowany nie uczynił nic, podczas gdy Jezus miłuje go w najwyższym stopniu. To nauka, że Jezus kocha nas jako pierwszy, a my nie czynimy nic, zanim zostaniemy umiłowani przez Niego.

Tak więc podstawową, fundamentalną i radykalną prawdą naszego życia jest fakt, że jesteśmy kochani przez Boga w Jezusie. Od tego musimy zawsze wychodzić, nigdy w to nie wątpiąc, do tego musimy zawsze powracać, traktując to jako punkt wyjścia. Wszystko to, co możemy zrobić dla Jezusa, będzie po prostu konsekwencją faktu, że On wybrał nas i umiłował przed jakąkolwiek naszą zasługą, jakimkolwiek naszym działaniem, przed jakąkolwiek formą odwzajemnienia Jego miłości. W mowie po Ostatniej Wieczerzy Jezus przekazał nam swe rozstrzygające słowo: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (Jan 15, 16). Pierwszeństwo należy do Jego miłości, do Jego wyboru. Może mieć całkowitą pewność trwałości tej skały, na której powstaje cała reszta.

Przypominają nam o tym również liczne postacie Biblii, z których każda jest obrazem szczególnego upodobania Jezusa i równocześnie obrazem każdego z nas.

Przypomnijmy sobie na przykład, że już w Księdze Powtórzonego Prawa Bóg tak nakazuje mówić Mojżeszowi do Izraela: „Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował” (7, 7–8). To jest jedyny motyw. Jesteśmy tu, ponieważ wybrał nas Bóg, w istnieniu, w życiu (ponieważ pierwszy wybór jest tym, który powołuje nas do istnienia, do życia); jesteśmy tu, ponieważ On nas kocha.

Pierwszeństwo Jego miłości ujawnia się bardzo wyraźnie także wtedy, gdy porównamy Psalm 18 z tekstem w Drugiej Księdze Samuela, który jest prawdopodobnym jego źródłem.

Podczas gdy Psalm 18 rozpoczyna się śmiałym wyznaniem: „Miłuję Cię, Panie, Mocy moja, / Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu, / Boże mój, skało moja, na którą się chronię, / tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono!” (Psalm 18, 2–3), to jego wersja w Księdze Samuela brzmi następująco: „Dawid wygłosił na cześć Pana słowa pieśni. Było to wtedy, gdy Pan wyzwolił go z ręki wszystkich wrogów i z ręki Saula. Mówił: «Panie, ostojo moja / i twierdzo, mój wybawicielu! / Boże mój, skało moja, na którą się chronię, / tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono! / Ty mnie wyzwalasz od wszelkiej przemocy»” (2 Księga Samuela 22, 1–3).

Gdy popatrzymy na porządek ontologiczny i chronologiczny rzeczy, to zauważymy, że wpierw Pan jest skałą, to On nas broni, powołuje do życia i ponownie ożywia, gdy jesteśmy zagubieni, a dopiero później my Go kochamy. Jest to prawda fundamentalna, której uczy nas umiłowany uczeń Jezusa.

Jest to ta sama prawda, o której daje świadectwo Paweł w Liście do Galatów, gdy streszcza w sposób osobisty całą historię zbawienia i powiada: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (2, 20). Źródłem wszystkiego jest miłość Jezusa do nas, Jego całkowity dar.

Dlaczego więc postać umiłowanego ucznia jest dla nas tak ważna? Powód jest prosty: uświadamia nam, że to Jezus robi wszystko. Ewangelista nie troszczy się o to, aby opowiadać nam, co takiego uczynił uczeń; jest prawdą, że pobiegł do grobu i rozpoznał Pana, ale nade wszystko był miłowany.

Analogicznie, my jesteśmy tymi, których Jezus miłuje. To fundament, który nas określa, sprawia, że istniejemy i udziela wsparcia całej naszej egzystencji. Jest to prawda w najwyższym stopniu niezbędna i musimy się nią obficie karmić. W rzeczywistości myślimy instynktownie zawsze o tym, co musimy czynić my, o tym, co zaniedbaliśmy, zapominając, że źródłem wszystkiego jest miłość Jezusa do nas, a nie jakość miłości, którą my się odwzajemniamy.

„Uczeń, którego Jezus miłował” to pojęcie pierwotne, wcześniejsze niż określenie „bycia uczniem”. Postać umiłowanego ucznia ujawnia swe najgłębsze źródło i charakter egzystencjalny; w tym znaczeniu różni się od Piotra, który usiłuje robić wiele rzeczy. Jego – że tak powiem – dublerem jest Łazarz, który nie robi nic dla Jezusa, choć jest Jego przyjacielem, i ogranicza się do towarzyszenia Mu w posiłku przygotowanym dla Nauczyciela przez siostrę. A jednak jest bardzo miłowany przez Niego. O miłości tej przypomina się z naciskiem w ewangelii Jana: „Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz»” (11, 1–3). Łazarz nie ma żadnej zasługi, z wyjątkiem tej, że Jezus darzy go sympatią.

I jeszcze: „A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł». Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzieście go położyli?». Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!». Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: «Oto jak go miłował!»” (w. 32–36).

Tak więc uczeń umiłowany jest trochę jak Łazarz, a pewność bycia kochanym przez Jezusa obdarza go swobodą, intuicją nadzwyczajnej wiary, pozwala mu złożyć swą przyszłość w ręce Nauczyciela.

Powyższy tekst zaczerpnięty jest z książki kard. Carlo Marii Martiniego pt. "Ciemność i światło", opublikowanej nakładem wydawnictwa WAM w Krakowie w 2012 roku.