Getsemani księdza

Autor tekstu
PASTORES 67 (2) 2015
Przyjmujemy kategorię „Getsemani” dla wyrażenia stanów kryzysu i niedomagania dzisiejszego księdza. Getsemani jest miejscem męki, które mocno poddaje próbie nadzieję, a wraz z nią radość życia.Jezus przeszedł przez to, a Jego doświadczenie, aż po największe kuszenie na krzyżu, stanowi paradygmat dla każdego księdza, który to przeżywa.

Przyjmujemy kategorię „Getsemani” dla wyrażenia stanów kryzysu i niedomagania dzisiejszego księdza. Getsemani jest miejscem męki, które mocno poddaje próbie nadzieję, a wraz z nią radość życia.

Jezus przeszedł przez to, a Jego doświadczenie, aż po największe kuszenie na krzyżu, stanowi paradygmat dla każdego księdza, który to przeżywa.

Decydujące znaczenie nadziei

W godzinie próby decydująca okazuje się nadzieja. Nadzieja jest tą postawą duchową i emocjonalną, która otwiera życie na obiecującą przyszłość, stanowiąc pewien bagaż sensu i motywacji dla istnienia i działania osoby. Nadzieja sama z siebie dotyczy przyszłości, której jest obietnicą. Przyszłość nie stanowi przedmiotu używania, ale obietnicy – formułowana jest w oparciu o obietnicę, pewne poznanie i słowną zapowiedź. A zatem o nadzieję, której przedmiotem jest obietnica. Nadzieja to brama otwarta na przyszłość.

Dla nadziei przyszłość istnieje, choć jeszcze jej nie ma. Przyszłość oznacza nie jakieś nie-bycie (brak istnienia), ale bycie jeszcze-nie (przygotowanie istnienia). Podczas gdy nie-bycie jest pozbawione nadziei, bycie jeszcze-nie jest jej obietnicą. W tym sensie rozpacz różni się od nadziei. Rozpacz jest cierpieniem nie-bycia – świadomość bycia jest jej końcem, jest śmiercią. Dlatego świadomość obawia się rozczarowania. Nadzieja jest zdumieniem wobec istnienia – świadomość bycia jest jej obietnicą, jest życiem. Dlatego świadomość budzi się na nieznane.

Mowa tu o wielkiej nadziei: nadziei istnienia, nadziei życia. Ale odnosi się to także do nadziei małych i przedostatnich. Ich również potrzebujemy. Stanowią one ślad i część wielkiej nadziei, która nadaje im wartość i łączy na drodze ludzkiego życia. Potrzebujemy ich – jak wielokrotnie zauważa papież Benedykt XVI w encyklice Spe salvi (3.27.30.31.32.34.35.39) – by nadać sens i cel temu, czym jesteśmy i co robimy, zwłaszcza kiedy droga staje się uciążliwa, wzywa nas do zmierzenia się z nią i pokonania jej, aby nie poddawać się i nie rezygnować pośród pokus i życiowych prób: „w naszych różnorakich cierpieniach i próbach stale potrzebujemy także małych i większych nadziei (...). W małych próbach te rodzaje nadziei mogą być nawet wystarczające. Jednak w prawdziwie wielkich próbach (...) staje się niezbędna pewność prawdziwej, wielkiej nadziei (...). Potrzebujemy tego, abyśmy (...) stawiali wyżej dobro niż wygodę – wiedząc, że właśnie tak prawdziwie przeżywamy życie. Powiedzmy to jeszcze raz: zdolność do cierpienia z miłości do prawdy jest miarą człowieczeństwa. Ta zdolność do cierpienia zależy jednak od rodzaju i od miary nadziei, jaką nosimy w sobie i na jakiej budujemy” (SSa, 39; por. 35).

Konieczna jest ta wstępna refleksja o nadziei. Nie możemy mówić o upadkach nadziei księdza, o jego udrękach, rozczarowaniach, o jego – powiedzmy szczerze – rozpaczy, jeśli nie mamy świadomości opartej na refleksji o nadziei oraz o jej motywującej mocy, której przeciwieństwem jest rozpacz. Duchowni, właśnie dlatego, że są ludźmi nadziei, w jej utracie powinni znajdować klucz do odczytania własnych udręk i rozczarowań, a w jej pozyskaniu – drogę do ich przezwyciężenia.

Sytuacje złego samopoczucia

 Księża doświadczają dziś wielu sytuacji powodujących złe samopoczucie, związanych z warunkami życiowymi, zarówno obiektywnymi, zewnętrznymi, jak i subiektywnymi, wewnętrznymi. Przeanalizujemy ich rzeczywiste przejawy oraz ich wpływ na życie. Przyjrzymy się ich negatywnym skutkom, powodowanym przez nie trudnościom, niepewnościom, niedomaganiom, problemom, które wywołują stan „Getsemani”.

Autonomia jednostek

Nie ulega wątpliwości, że od drugiej połowy ubiegłego stulecia społeczny kontekst życia uległ głębokiej zmianie. Pierwszą jej oznaką jest większa wolność i autonomia jednostek, która zajmuje miejsce społecznie i kulturowo utrwalonych sposobów życia. Upadają różne mury i granice oraz społeczno-kulturowa osłona dla określonych stylów i dróg życia. Wyraźnie zostają rozszerzone przestrzenie decydowania podmiotów o samych sobie. Życie jest coraz mniej ustalane z góry przez tradycję i determinowane z zewnątrz przez autorytet, a coraz bardziej określane przez same osoby. Wartość, jaką stanowi osobista wolność, znajduje swój społeczny korelat w demokracji, która czyni członków jakiejś wspólnoty podmiotami aktywnymi i odgrywającymi decydującą rolę w sposobie jej zarządzania i postępowania. To koncentracja na osobach, a także polaryzacja myślenia i życia, z jednej strony, dowartościowują i promują kreatywność, ekspresywność, zdolność planowania, odpowiedzialność, uczestnictwo, a z drugiej – czynią jednostki coraz bardziej samotnymi i bezbronnymi, pozbawionymi edukacyjnego, moralnego i społecznego wsparcia, koniecznego do formowania mocnych i spójnych osobowości. Jak w przeszłości ustanowiony z góry i w pewnym sensie uświęcony rygor sprzyjał kształtowaniu się osobowości-automatów w myśleniu i działaniu, tak obecnie eklektyczna i ustępliwa tolerancja sprzyja formowaniu się osobowości słabych i nieprzygotowanych.

To jest pierwszy powód trudności i cierpienia księży, którzy z powodu braku solidnej formacji albo osobistego zaangażowania, lub obu tych spraw jednocześnie, nie skorzystali z możliwości zaradzenia własnym niedostatkom, słabościom i niespójnościom oraz zbudowania własnej wolności. Formacja skupiona na samookreśleniu prowadzi do tego, że seminarzysta zostaje sam ze swoją wolnością. Ta zaś z trudem dokonuje przejścia od zdolności wyboru do moralnej wierności. Dobra i wartości budują etyczno-duchową wolność księdza, a kiedy są przyjęte i pielęgnowane, stają się cnotami (habitus), które ożywiają zdolność samookreślenia i nią kierują – od habitus natury, skoncentrowanych wokół cnót kardynalnych, do habitus łaski, skoncentrowanych wokół cnót teologalnych. Owe habitus czynią życie księdza dobrym, trwałym i mocnym w każdej relacji: z samym sobą, z Bogiem, z innymi ludźmi i z rzeczami. Dzięki takiej etyczno-duchowej niezłomności duchowny jest w stanie poradzić sobie z utratą wsparcia i ochrony, jakie swego czasu gwarantowały mu panujące obyczaje i społeczeństwo. Zdołał je zachować w sobie, stworzyć sobie „infrastruktury” kapłańskiego bycia i działania. Bez tego wewnętrznego ekwipunku jest on człowiekiem pozbawionym emocjonalnego i duchowego kręgosłupa, niezdolnym sprostać wyzwaniom i prowokacjom, co dramatycznie odbija się na jego działaniu (kryzys posługi) i byciu (kryzys tożsamości). Kryzysy te rodzą przykre i depresyjne wrażenia obcości oraz izolacji, które czynią kapłana szczególnie podatnym na zranienia. Sposobem ominięcia i zastąpienia tego kryzysu jest oparcie się na pełnionej przez siebie roli, aby nadać stałość swoim zachowaniom i zrekompensować w ten sposób słabości i doświadczaną niepewność. Funkcja kapłańska staje się tarczą, za którą może się on ukryć, by zasłonić własne ułomności.

Namiastki i pustka samotności

Składnik uczuciowy życia kapłańskiego, z którym szczególnie związany jest wybór i status celibatu, podlega dziś prowokacji wskutek wyzwolenia i emancypacji uczuć. Również on nie ma jednoznacznego charakteru: może być pozytywny, promujący, jeśli zostanie przyjęty i włączony w powołanie osoby do miłości; może też być negatywny, dysocjacyjny, jeśli będzie zdany na popędowość i czystą emocjonalność.

Uchronienie życia uczuciowego przed anarchią libido i erosa oraz wyniesienie ich i związanie z zasobami filia i agape wymaga pewnego procesu edukacyjnego zmierzającego do integracji i harmonii osobowości, a także samowychowawczego dążenia do wierności powołaniu, czego gwarancją jest habitus czystości. Tym bardziej w odniesieniu do powołania do życia w celibacie, wezwania do całkowitej sublimacji seksualności na bazie wyznawanych z przekonaniem i zaangażowaniem racji teologalnych, a także zgodnych z nimi stylów życia w wymiarze duchowym i relacji z innymi.

 Niedobór poznania i formacji in causa (u korzeni) oraz wierności i rozwoju in itinere (w życiu) tych racji i stylów spowalnia zdolność sublimacji i integracji uczuciowości oraz seksualności, wprowadzając różne formy ucieczki i szukania namiastek, a tak- że nieznośne, powodujące udrękę poczucie samotności, którą zwiększa jeszcze odwiedzanie miejsc o niejednoznacznym charakterze, a także utrzymywanie tego rodzaju związków. Nie mówiąc już o wybuchowej sile, jaką w życiu księdza mają zaburzenia jego tożsamości w sferze seksualnej. Tego rodzaju dysfunkcje swego czasu były ukrywane lub w każdym razie traktowane bez należytej powagi.

 Również w tej dziedzinie obecne społeczeństwo i kultura nie są pomocne. Permisywizm i liberalizm obyczajowy, zanik poczucia wstydu i jego ochrony, erotyzacja języka i komunikacji, pobudzanie zmysłów i uczuć jako technika przekonywania, szerzą- cy się panseksualizm, który prowadzi do perwersji – wszystko to wymaga bardziej zakorzenionej i czujnej czystości celibatariusza, zdolnej potwierdzić prymat ducha nad sferą psychofizyczną albo rozumu i woli nad popędami i namiętnościami, aby przeżywać z radosną i wdzięczną wolnością własną męskość, czerpiąc każdego dnia ze słowa Bożego, modlitwy, teologii oraz z pełnionej posługi kapłańskiej. Dzięki temu ksiądz nawiązuje relacje, a jego życie otwiera się na doświadczenia napełniające nadzieją, chroniąc go przed poczuciem odizolowania. To ostatnie jest wyrazem pustej samotności, w przeciwieństwie do samotności pełnej, charakteryzującej kapłańskie życie, które jest duchowo i duszpastersko aktywne oraz prowadzone z przekonaniem.

Niepokojący kompleks utraty znaczenia

 Dzisiaj szczególnym i mocnym wyzwaniem dla bycia i działania księdza, a także dla racji ufności i nadziei, inspirujących jego życie, jest sekularyzm i relatywizm. Pierwszy atakuje jego myślenie i życie religijne, a drugi – jego moralność.

Sekularyzm rzuca wyzwanie samej istocie kapłańskiej egzystencji i proegzystencji. Często bowiem ogałaca z religijnego charakteru habitat (kontekst życia) sumień, tak iż pozbawia Ewangelię i wiarę tej wiarygodności środowiskowej, która czyni je niemal zgodnymi z naturą wspólnego życia. Dziś ta wiarygodność osłabła, bo zanikło przylgnięcie do wiary oparte głównie na tradycji i konsensusie społecznym. O ile pozytywną przeciwwagą tego osłabienia jest bardziej świadome i czynne zaangażowanie osób w wybór i przeżywanie wiary, o tyle jego negatywnym skutkiem jest obojętność religijna i odejście wielu od chrześcijańskich praktyk. Stało się to powodem kryzysu księży. Starsi, przyzwyczajeni do masowego i zwartego przylgnięcia ludzi do religii (konsensus ludowy), ulegają rozczarowaniu z powodu spadku liczebności wiernych; młodsi natomiast widzą, że pole działalności duszpasterskiej staje się coraz bardziej problematyczne i trudne. Niedostateczna świadomość zmienionych i wciąż zmieniających się sytuacji duszpasterskich w przypadku pierwszych oraz niewystarczające przygotowanie drugich na wyzwania zdesakralizowanego, zdechrystianizowanego, pochrześcijańskiego społeczeństwa, a także – w odniesieniu do jednych i drugich – brak należytego poznania i przygotowania do podjęcia dzisiejszego wezwania do nowej ewangelizacji – wszystko to prowadzi do zakwestionowania działania duszpasterskiego, a wraz z nim tożsamości samego księdza. Duchowny, który przestaje być wrażliwy i otwarty na zmiany w duszpasterstwie, jakich wymaga zsekularyzowany świat, duchowny pozbawiony inteligencji i pasji misyjnej, jest „poza boiskiem”, odcięty od rzeczywistości i świata ludzi (pro hominibus constitutus), nie zna i nie pielęgnuje zasady wcielenia – pierwszej zasady duchowości. Doświadcza konsternacji i zakłopotania, nie mierzy się z rzeczywistością, ale się wycofuje, kuszony możliwością schronienia się w tym, co archaiczne, cofnięcia się do déjà vu, które daje mu poczucie pewności i pociechę. Nie ma on jednak w sobie radości i pogody ducha, gdyż pozostaje zamknięty we własnej skorupce. Jest księdzem bez nadziei.

Do wyzwań sekularyzmu dochodzą jeszcze wyzwania relatywizmu – tej kultury, będącej pochodną słabej myśli, która pozbawia dobro obiektywnej treści, czyniąc z niego kwestię subiektywnej opinii i preferencji. Kapłan, nauczyciel zarówno moralności, jak i prawd wiary, jest dziś mocno prowokowany relatywizmem zwłaszcza w odniesieniu do kwestii etycznie wrażliwych – jak życie, śmierć, seksualność, małżeństwo, rodzina, prokreacja, wychowanie – które wymagają teologiczno-moralnego przygotowania oraz edukacyjnej i katechetycznej odwagi, aby wytrzymać siłę uderzenia laicyzmu i nie dostosować się do panującej mentalności. Bez obu tych rzeczy ksiądz będzie cierpiał na kompleks utraty znaczenia, który wewnętrznie będzie go wyniszczał, tłumiąc w nim ufność i pasję misyjną.

Między duchową apatią a zeświecczeniem

Należy również wziąć pod uwagę tempo życia narzucone przez ciągłe i szybkie przemiany technologiczne oraz ich konsekwencje kulturowe, relacyjne, ekonomiczne, społeczne. Ksiądz, człowiek wśród ludzi, wezwany do stania się wszystkim dla wszystkich, odczuwa silne oddziaływanie tego przyspieszenia i jego konsekwencji. Wymaga ono bowiem czujności i elastyczności. Czujności – aby w sposób inteligentny i kompetentny uchwycić res novae i przemienić je w okazję do wykorzystania. Elastyczności – aby nie trwać sztywno przy tym, co z góry ustanowione. To, co nowe, nieznane, nie-ustanowione, budzi lęk. Nie daje takiej pewności, jak to, co już widziane, zatwierdzone, nabyte. Bez pasji, karmionej nadzieją, dla tego, co możliwe, pojawiająca się nowość tłumi kreatywną i prorocką inteligencję. Miejsce zdumienia zajmuje rozgoryczenie, żarliwość zostaje zastąpiona obojętnością, a żywotność – gnuśnością, taedium vitae, które wypala entuzjazm i paraliżuje sumienia. Ksiądz niezdolny do tego, by zmierzyć się z czymś nowym, pozwolić się twórczo prowokować, rozpoznać oczyma wiary znaki czasu, a w nich wezwania Ducha – cierpi na duchową i duszpasterską apatię.

Inną i pod pewnymi względami przeciwną reakcją jest dać się złapać w sidła i pociągnąć przez to przyspieszenie i transformację, bezkrytycznie ulegając jej urokowi. Wskutek tego ksiądz ulega zeświecczeniu: goni za modą i społecznym uznaniem, biega za najnowszymi wynalazkami techniki i nimi się zajmuje, zanurza się w świat wirtualny, dostosowuje się do zmieniających się obyczajów i panujących opinii, uzależnia swoją wiarygodność od dopasowania się do tendencji i upodobań chwili. W ten sposób to, co ulotne, bierze górę nad tym, co zasadnicze, pozór nad rzeczywistością, zaspokojenie nad umiarem. Wkradają się stany zależności i rozdwojenia, co do których dana osoba może nawet nie mieć jasnej świadomości, ponieważ jej sumienie zostaje jakby podporządkowane i zdominowane przez to, co jest modne i politycznie poprawne, a także dlatego, że może znaleźć pewne potwierdzenia swoich wyborów. Za maskami światowości nie kryje się pogodne i wiarygodne oblicze.

Syndrom wypalenia

Kolejną przyczyną dzisiejszego złego samopoczucia księży jest przeciążenie pracą duszpasterską. Wymienione wyżej przyczyny zostały niejako przyniesione z zewnątrz, ze świata społeczno-kulturowego, ta zaś powstaje w ramach życia kapłańskiego. Nadmierne obciążenie pracą w zawodzie charakteryzującym się skrajnym poświęceniem, a takim jest zawód księdza, naraża go na syndrom wypalenia. Dotyka on osoby wykonujące zawody polegające na udzielaniu pomocy, kiedy nie radzą sobie one z nadmiernymi obciążeniami spowodowanymi pracą. Do tego stopnia, że nie daje ona ludziom gratyfikacji, nie jest zdolna uruchomić w nich korzystnych zmian motywowanych ich wielkim zaangażowaniem. Jest to określane również mianem syndromu rozczarowanego dobrego samarytanina: złe samopoczucie, doświadczane jako frustracja przez kogoś, kto, mimo zaangażowania się na rzecz jakiegoś wielkiego ideału, nie widzi zadowalających rezultatów (2) . Tak jest w przypadku księży oddanych wielkiej misji, która wciąga ich w posługę bycia-dla, bardzo absorbującego i pochłaniającego, ale która to misja właśnie dlatego może prowadzić do wypalenia. Z jej powodu „osoba, która niegdyś dawała z siebie w pracy wszystko, w pewnym momencie czuje się pozbawiona energii, w sposób zdystansowany przeżywa relacje z osobami, którymi powinna się opiekować, dochodzi do przekonania, że może dla nich zrobić niewiele albo nic. Wypalenie może być przeżywane również jako kryzys duchowy, kryzys sensu, klęska powołania”(3) . Krótko mówiąc, chodzi o wyczerpanie emocjonalne i duchowe.

Syndrom ten jest wywoływany przez zespół przyczyn, które można sprowadzić do dwojakiego porządku: subiektywnego, wewnątrz osoby, i obiektywnego, na zewnątrz.

Pierwszym jest emocjonalne i duchowe wyposażenie czło ieka zaangażowanego w posługę. „Wyposażenie dysfunkcyjne” naznaczone jest z jednej strony brakami i zaburzeniami psychiczno-afektywnymi, w każdym razie nabytymi i niewyleczonymi, które predysponują do stanu wypalenia (4). Z drugiej strony cechuje się ono niedoborem świata wewnętrznego (5): brakiem rozwoju lub utratą duchowych zasobów, na które składają się motywacje, cnoty, mens et oculi fidei, modlitwa, kontakt ze słowem Bożym, karmienie się łaską, czas na skupienie, na odpoczynek, miłość i troska o siebie. Podtrzymują one i wzmacniają posługę, zwłaszcza kiedy jej wykonywanie staje się trudne i uciążliwe. Mocne i należycie pielęgnowane życie duchowe czyni silnymi w trudnościach i próbach. Bez niego żadna misja się nie ostoi, tym bardziej wymagająca i mozolna misja rozłożona w czasie.

Drugą serię stanowi ogół przyczyn zewnętrznych w stosunku do podmiotu. Przede wszystkim jest to praca duszpasterska, „przeżywana często jako ciężar, zarówno ze względu na ogrom zadań, jak i z racji wezwania do ciągłego dostosowywania się do wskazań diecezjalnych, a także dlatego, że naraża emocjonalnie człowieka, który stale ma kontakt z trudnymi ludzkimi sytuacjami. Praca ta jest często frustrująca dla księdza, doznającego nieprzyjemnego wrażenia, że oferuje jakiś «produkt», który wydaje się nie odpowiadać na rzeczywiste potrzeby ludzi, a zarazem wiąże się ze stresem powodowanym koniecznością zmierzenia się z niekiedy nieprzewidzianymi sytuacjami, prawie nigdy niemożliwymi do zaplanowania” (6).

Jeśli idzie o ogrom zadań, to zwiększył go jeszcze nawał pracy wskutek kryzysu powołań, który zmusza wielu księży do brania na siebie odpowiedzialności za większą liczbę parafii lub za coraz rozleglejsze obszary duszpasterskie.

Przeciążenie fizyczno-czasowe powoduje codzienną gonitwę i pociąga za sobą przeciążenie emocjonalne. „Chodzi o sytuacje, w których dostrzega się rozdźwięk między potrzebami a zasobami u tego, kto ma obowiązek ciągłego dawania, kto utrzymuje ciągły kontakt z wieloma bardzo różniącymi się między sobą osobami i ma zbyt mało czasu oraz możliwości, by je naprawdę wysłuchać.” (7)

Skutkiem tego narasta zobojętnienie i pojawia się stopniowy dystans, zaniedbywanie obowiązków i w końcu rezygnacja (8). Jednak najważniejszym skutkiem przeciążenia jest zbiurokratyzowanie sacrum. „Jeśli mnoży się liczba świadczeń, nieuniknione jest popadnięcie w rutynę. Im bardziej chodzi o zadania wymagające osobistego zaangażowania, tym bardziej mnożenie świadczeń prowadzi do dystansu i depersonalizacji. Nie można się zbytnio angażować, bo zagubi się własną równowagę. Profesjonalizacja implikuje neutralność uczuciową. Z jednej strony rodzi to wypalenie, a z drugiej obniżenie jakości świadczonych usług.” (9)

Poza tym występuje spadek prestiżu społecznego (utrata statusu), jakim cieszył się niegdyś ksiądz. Dzisiaj jego życie charakteryzuje się „coraz mniejszym społecznym poparciem” (10). Duchownemu trudno jest utrzymać wysoką reputację w zsekularyzowanym społeczeństwie. Kontrast między kryteriami a aktualnymi sposobami myślenia i życia w społeczeństwie staje się coraz bardziej jaskrawy: „Księża zachowują celibat w świecie, który oszalał na punkcie seksu; pełnią rolę przywódców religijnych w otoczeniu, które z coraz większym sceptycyzmem podchodzi do wszelkich organizacji i zorganizowanych form religii; zarządzają małymi firmami, czyli parafiami, mając w tym względzie minimalne doświadczenie; są też katolickimi księżmi w czasie, gdy media nieustannie na forum publicznym piętnują wszystkich duchownych za grzechy, których tak naprawdę dopuszcza się niewielu z nich” (11). Wymaga to znacznie mocniejszej  i wytrzymalszej siły pociągowej i uderzeniowej – natury duchowej, emocjonalnej i także fizycznej – niż w przeszłości. Bez niej dojdzie do wypalenia.

W Getsemani – nadzieja

Przyjęcie „Getsemani” jako paradygmatu sytuacji niedogodności i złego samopoczucia dzisiejszego księdza otwiera to przeprowadzone przez nas rozpoznanie na nadzieję. Nadzieja nie tylko nie ignoruje ciężaru i niepewności rzeczywistej sytuacji, ale wiąże się z nimi, bierze na siebie i otwiera na sens i cel. Mówi nam o tym Ten, który jako pierwszy doświadczył Getsemani, aż po krzyż, przemieniając je z miejsca „smutku i udręki” (por. Mt 26,37) w przestrzeń nadziei – wyznawanej jako powierzenie się w ręce Ojca (Mt 26,37; Łk 23,46). W godzinie próby nadzieja otwiera na Boga – źródło i rację bytu powołania księdza i jego misji; Boga ukrytego, ale nigdy nie nieobecnego, przed którym Jezus stawia nas jako dzieci przed Ojcem. Właśnie ta nadzieja synowska, której uczył Ukrzyżowany i którą ożywia Duch Święty, stanowi wielkie źródło siły dla księdza w godzinie krzyża. Nadzieja nie zmienia sytuacji materialnie, ale zmienia osoby. Wpływa na motywację i pasję, by zatroszczyć się o siebie, zaprowadzić ład w życiu wewnętrznym i zewnętrznym, uzdrowić rany dające się wyleczyć, pielęgnować w sobie przekonanie o własnych możliwościach, inwestować w ufność. I żeby z duchem pojednanym i otwartym stawiać czoło trudnościom i przeciwnościom.

Jeśli bycie i działanie księdza są czymś więcej niż tylko ludzką rzeczywistością, to trzeba je przenieść z powrotem na płaszczyznę nadprzyrodzoną. Nie po to, by pominąć porządek natury, jej problemów i środków zaradczych, ale by zrozumieć je i rozwiązać w świetle i z mocą właściwą łasce: gratia non tollit sed perficit naturam – „łaska nie usuwa, ale integruje i doskonali naturę” (Suma Teologiczna, I, q.1, a.8, ad 2.).

Łaska wywiera pierwszorzędny i bezpośredni wpływ na ducha, a przez niego na psychikę i ciało. W Getsemani duch, obudzony i otwarty na nadzieję, podtrzymuje i wspiera słabości ciała (Mt 26,41). Pneumatikôs anthrôpos nie neguje i nie usuwa psychikos (i sarkikos) anthrôpos (1 Kor 2,14-15), ale bierze go na siebie, podnosi i integruje.

(...) Dobre życie księdza jest pewną zdobyczą, wyrazem i skutkiem podstawowego i trwałego treningu, który prowadzi do formacji i rozwoju osobowości dojrzałej, pojednanej, zmotywowanej, elastycznej i otwartej; zdolnej przyjąć na siebie wydarzenia i pokierować nimi, a nie być przez nie ciągniętą i zdominowaną. Stąd rada i napomnienie Pawła: „Uważaj na siebie!”, „Uważajcie na samych siebie!”, skierowane odpowiednio do Tymoteusza (1 Tm 4,16) i starszych z Miletu (Dz 20,28). A przez nich do każdego wezwanego do tej samej posługi w „dzisiaj” społeczeństwa, kultury i ich wyzwań.

 z włoskiego tłumaczył Krzysztof Stopa

KS. MAURO COZZOLI (ur. 1946), profesor teologii moralnej na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, kierownik duchowy w Papieskim Wyższym Seminarium Rzymskim.

 

1 Il Getsemani del prete, „Presbyteri”, 10/2012, s. 731-742. Skróty pochodzą od Redakcji.

2 Por. A. Magora, recenzja książki Ardere, non bruciarsi. Studio sul „burrnout” tra il clero diocesano (red. G. Ronzoni, Edizioni Messaggero Padova, Padova 2008), „Rivista di Teologia”, 51/2010, s. 517.

 3 A. Castegnaro, Fare il prete: disagio e trasformazione. Ridare forma al presbiterio, „Il Regno”, 12/2010, s. 415.

4 Por. S. J. Rossetti, Why priests are happy. A Study of the psychological and spiritual health of priests, Ave Maria Press, Notre Dame 2011, s. 82.

5 „Brak zaangażowania w życie wewnętrzne” – G. Mucci, Il „burnout” tra i preti, „La Civiltà Cattolica”, 3774/2007, s. 476.

6 Tamże.

7 A. Castegnaro, Fare il prete, art. cyt., s. 420-421.

8 Por. S. J. Rossetti, Why priests are happy, dz. cyt., s. 81.

9 A. Castegnaro, Fare il prete, art. cyt., s. 416.

10 Por. S. J. Rossetti, Why priests are happy, dz. cyt., s. 82.

11 Tamże.