Człowiek w sutannie

Autor tekstu
ks. Jan Uchwat
Często odwiedzam dom, w którym mieszkają starsi, chorzy, samotni ludzie. To Dom Opieki „Złota Jesień” w Gdańsku.Przekonuję się, jak wiele znaczy w tym miejscu sutanna. Podopieczni borykają się z postępującą demencją, z chorobą Alzheimera. Dostrzegam wyraźną różnicę między tym, jak to jest, gdy przychodzę tu w odwiedziny w sutannie, a jak, jeśli przychodzę ubrany po cywilnemu, gdy jedyną oznakę tego, że jestem księdzem, stanowi koszula z koloratką.

Często odwiedzam dom, w którym mieszkają starsi, chorzy, samotni ludzie. To Dom Opieki „Złota Jesień” w Gdańsku.

Przekonuję się, jak wiele znaczy w tym miejscu sutanna. Podopieczni borykają się z postępującą demencją, z chorobą Alzheimera. Dostrzegam wyraźną różnicę między tym, jak to jest, gdy przychodzę tu w odwiedziny w sutannie, a jak, jeśli przychodzę ubrany po cywilnemu, gdy jedyną oznakę tego, że jestem księdzem, stanowi koszula z koloratką.

Muszę przyznać, że ten drugi wybór zdarza mi się wyjątkowo – nie lubię przychodzić jakby ukradkiem, z ledwie widoczną koloratką. Sutanna otwiera mi drzwi do innego świata, wprowadza mnie w szczególną relację z ludźmi, którzy mają tutaj swój dom. Mogę być odpowiedzią na ich oczekiwanie. I choć mówi się, że nie szata zdobi człowieka, ten strój diametralnie zmienia perspektywę naszego spotkania. Sutanna to czytelny komunikat. Sprawia, że sam jestem bliżej Boga i ludzi. Coś istotnego dzięki niej się wydarza, choć wydaje się, że mój ubiór to drobiazg. Dla większości mieszkańców, których odwiedzę, taka obecność kapłana – bez sutanny – byłaby, jak sądzę, prawie niezauważalna, a tym samym mało owocna. 

W domu opieki, bardziej niż gdzie indziej, ludzie potrzebują człowieka w sutannie. Większość z tutejszych domowników ze względu na swój stan zdrowia reaguje wyłącznie odruchowo, na podstawie pierwszych skojarzeń. Gdy ludzie zobaczą mnie w sutannie, to zdają sobie sprawę z tego, że „przyjechał ksiądz”. Ktoś macha ręką na powitanie, pozdrawia, komuś widok księdza w sutannie przywołuje wspomnienie dzieciństwa, komuś przypominają się fragmenty modlitw. I chociaż kontakt logiczny bardzo często jest utrudniony lub niemożliwy, gdyż niektórzy z podopiecznych żyją w świecie niszczącej umysł choroby, to okazuje się, że nie ma to w naszych spotkaniach aż takiego znaczenia. Na swój sposób oni przecież wiedzą, że jest przy nich ksiądz. I to właśnie pozwala im na indywidualny, bardzo osobisty kontakt z Bogiem. Wielu ludzi wzrusza się, szczególnie kiedy robię im krzyżyk na czole. Uśmiechają się wtedy.

Uśmiech na twarzy chorego i samotnego, starszego człowieka jest wspaniałą nagrodą dla księdza. Gdy tylko przejdę się po korytarzu w sutannie, widzę, że jestem rozpoznawalny. Sutanna jest wiarygodnym znakiem. Czuję to tutaj szczególnie. Wystarczy pozdrowić ręką, pobłogosławić, położyć rękę na ramieniu, wystarczy wspomniany krzyżyk na czole. Dzięki sutannie te proste gesty nie wymagają żadnego komentarza. Oni wiedzą, kto tu jest. To nie „jakiś pan, który się modli”. A więc sutanna – prawie nic i niemal wszystko. 

Przyzwyczajam ludzi do tego, że chodzę w sutannie – i te z pozoru oczywiste sprawy okazują się bardzo praktyczne. Nawyk staje się czymś naturalnym. Przyzwyczajenie do sutanny pomaga także mnie samemu, bym z niej nie rezygnował, bym się z nią zaprzyjaźnił. Dla otoczenia jestem w sutannie po prostu tym, kim jestem, a dla siebie? Ludzie z domu opieki przyzwyczaili się widzieć mnie zawsze w sutannie, nie wyobrażam sobie, gdyby było inaczej. Oni chyba też nie. Zresztą gdybym jej nie założył, sam poczułbym się co najmniej niezręcznie, jakbym nie był kompletnie ubrany.

Moda na sutannę jest dobra. I zależy głównie od nas, księży. Im częściej będziemy się pojawiać w tych przypisanych nam ubraniach, tym większa szansa na upowszechnienie takiej mody. Kapłani mogą być przecież „modni”. Młodzi księża w krajach zachodniej Europy, w których przez dziesięciolecia powszechnie nie noszono stroju duchownego (Francja, Hiszpania), coraz częściej chodzą teraz w sutannach i w koszulach z koloratką. Ciekawe, że sutanna i koloratka pomagają w życiu. Pomagają ludziom traktować „księdza” jak księdza. I mnie, bym się zachowywał jak ksiądz.

Sugestie do osobistego rachunku sumienia:

1. Bywa, że dziwi ludzi widok księdza w sklepie, na ulicy czy w publicznych środkach transportu. Jeśli tak jest, to nasza wina. Warto do osobistego rachunku sumienia dodać pytanie, kiedy ostatnio byłem na zakupach czy szedłem ulicą w koloratce. To bardzo proste pytanie pozwoli mi na obiektywne spojrzenie na siebie: czy nie unikam sutanny dla wygody, z powodu lęku, wstydu itp.

2. Bardzo mało jest miejsc i sytuacji, kiedy ksiądz nie powinien być w sutannie. Jeśli gdzieś lub w jakiejś sprawie nie powinienem wejść w sutannie czy koloratce, to powinienem się zapytać, czy w ogóle powinienem tam być.

3. W jakim stanie jest moja sutanna – czy jest czysta (kiedy ostatnio oddałem ją do pralni)? Czy jest już zbyt zniszczona, wymaga naprawy albo powinienem kupić sobie nową?

4. Jak reaguję na innych księży, których spotykam w sutannie czy koloratce na ulicy w sklepie. Czy jestem im życzliwy? Czy unikam ich i myślę, że są dziwni, że się niepotrzebnie narzucają itp.