Dziękuję Ci Panie...

Autor tekstu
ks. Rafał Sorkowicz SChr
Nad Stargardem piękne, błękitne niebo. I dużo słońca. Aż chce się żyć. A ja?... Trwam w dziękczynieniu. Za trzydzieści dwa lata zwariowanego życia. Chce mi się tańczyć, śpiewać, skakać. Tak wiele mi Pan dał, przez te wszystkie lata. Tak wiele mi zabrał, bym zasmakował prawdziwej wolności. I ci wszyscy ludzie. Kochani, wierni, pobożni, szukający szczerze szczęścia, Chrystusa... Moi bliscy, kochana mama, tatuś wspierający z Nieba, siostry moje cudowne, siostrzenica Julka, szwagier Maciek, babcia, oj można by było wyliczać w nieskończoność… Bliscy i oddaleni… Przyjaciele…

Nad Stargardem piękne, błękitne niebo. I dużo słońca. Aż chce się żyć. A ja?... Trwam w dziękczynieniu. Za trzydzieści dwa lata zwariowanego życia. Chce mi się tańczyć, śpiewać, skakać. Tak wiele mi Pan dał, przez te wszystkie lata. Tak wiele mi zabrał, bym zasmakował prawdziwej wolności. I ci wszyscy ludzie. Kochani, wierni, pobożni, szukający szczerze szczęścia, Chrystusa... Moi bliscy, kochana mama, tatuś wspierający z Nieba, siostry moje cudowne, siostrzenica Julka, szwagier Maciek, babcia, oj można by było wyliczać w nieskończoność… Bliscy i oddaleni… Przyjaciele…

Czasami zamieram w bezruchu. Bóg "pieści" mnie niesamowicie. Ma przecież dostęp do mojego serca, myśli przeróżnych, marzeń. Czasami aż się boję, bo tyle łask, tyle błogosławieństwa. Może mnie do czegoś przygotowuje… do próby "ponad siły", do doświadczenia duchowego, które zwali mnie z nóg, pogrąży w słodkich ciemnościach. Ale ten strach to "pikuś" w porównaniu z "pokojem", którym Pan zalał moje wnętrzności…

Mój Boże… Tak wiele chciałbym Ci powiedzieć, ale po co?... Znasz swojego grzesznika aż nazbyt dobrze. Przenikasz mnie światłem, prowadzisz ścieżkami prostymi, czynisz świadkiem rzeczy wielkich… Za dar życia, za łaskę wiary, za Kościół mój, zrodzony na drzewie krzyża, za kapłaństwo zakonne, za moje zgromadzenie braci i kapłanów chrystusowców, za wszystkich ludzi, których stawiasz na mojej szalonej drodze, za "wszystko" i za "nic" bądź uwielbiony, Panie…

Za wszystko, co mi zabrałeś, za grzechy mojej młodości i mojego "dzisiaj", z których uwalniasz, za śmierć taty, za chorobę mamy, za wszystkie upokorzenia, chwile słabości, za Hiobowe próby, za lęk Eliasza, za gówniarskie ucieczki z pola duchowej walki, za potrójne zaparcia się i gorzki smak tysięcy klęsk, bądź uwielbiony mój Panie…

Za brak wiary, w chwilach mroku, za lenistwo, opieszałość, bezczelny egoizm, za grzechy wszystkie, te małe i duże… Przepraszam…

Chłostaj mnie dalej swoją miłością. Prowadź przez światło i ciemności. Obdarzaj i zabieraj. Kładę dzisiaj przed Tobą moją wiarę, moją nadzieję, moja miłość… Wierność Kościołowi Świętemu, radość Pięćdziesiątnicy, dramat krzyża, błogosławioną samotność…

I jak przed laty, tak i dzisiaj, z lękiem, ale i nadzieją, wypowiadam słowa, które mnie przerażają, ale które żyją swoim życiem, głęboko we mnie… "Oto ja, poślij mnie"… W ręce Twoje powierzam ducha mojego…

Nie za to co mi dałeś, ale za to wszystko, co mi zabrałeś, dzisiaj, dziękuję Ci Panie…