O dwóch synach, gdzie wystarczyłby jeden

Autor tekstu
s. Małgorzata Borkowska OSB
Dlaczego w przypowieści, którą dzisiaj jest przyjęte nazywać „O miłosiernym ojcu”, występuje aż dwóch synów? Dla zobrazowania miłosierdzia Ojca wystarczyłby zupełnie jeden, winowajca i uciekinier, który w końcu zgłasza się po przebaczenie.

Ale zgłasza się, wiedząc doskonale, że mu się już nic nie należy. Dlaczego? Dlatego, że w jego ojczyźnie syn pierworodny dostawał podwójną część spadku, więc jeśli synów było dwóch, spadek dzielił się na trzy części, jedna dla młodszego, dwie dla starszego. A skoro ten młodszy swoją część zabrał i zaprzepaścił, to wszystko, co jeszcze ojciec posiada, należy się starszemu. (Wszystko moje jest twoje…, mówi do niego ojciec.)

Czy więc postać starszego, posłusznego syna wprowadzona jest po to po prostu, żeby lepiej pokazać, że chociaż ojciec żyje nadal, młodszemu już się nic nie należy i że słusznie prosi o posadę oracza lub owczarza, służącego za wikt? Chyba nie tylko. Bo oto okazuje się, że obaj synowie właściwie cenią sobie w życiu to samo: nie bliskość ojca, tylko zabawę po swojemu, na uboczu, poza jego oczami. Nie dałeś mi koziołka, żebym się mógł zabawić z przyjaciółmi… a tamtemu utracjuszowi wyprawiasz ucztę… W sumie: jemu, niecnotliwemu, to wolno, a mnie, cnotliwemu, nie wolno. Niesprawiedliwość!
Jakże częste jest oburzenie ludzi cnotliwych, że niecnotliwi mają lepiej, bo „im wolno”. Całkiem jakby było oczywiste, że nie ma nic bardziej pożądanego niż grzeszyć, i właśnie ten przywilej jest nierówno rozdawany! Starszy syn nie wziął nawet pod uwagę cierpień, których po okresie hulanki doznał jego brat na wygnaniu, skutków, do których doprowadziło takie „używanie życia”. Ważne dla niego było tylko to, że tamten użył sobie, a on nie. Inaczej mówiąc, wedle niego cnota nie popłaca…

Tylko czy to była cnota? Doświadczenie to stare jak świat: ktokolwiek wyobraża sobie, że jest cnotliwy, ten choćby uczynkami wyraźnie temu nie przeczył, zaprzecza sercem. Ów niecnota zrobił doświadczenie, do czego takie życie prowadzi, i nawrócił się. Ów poprawny wierzył nadal, że nie ma z czego się nawracać, chociaż od swojego brata różnił się właściwie tylko tym, że nie śmiał zrobić tak samo, jak on. Raz jeszcze okazuje się, że komu wiele darowano, ten potrafi nieraz zabłysnąć jak meteor wdzięczności i oddania; a komu darowano mało, mniej miłuje (Łk 7,47), po prostu dlatego, że mylnie sądzi, że nie było mu czego przebaczać…

Mielibyśmy tu więc także przypowieść o dwóch możliwych drogach rozwoju tej samej pierwotnie postawy; i tak jak w historii o faryzeuszu i celniku okazuje się, że upodobanie we własnej cnocie nie prowadzi do zrozumienia Ojca. Ale zauważmy: Ojciec także i tego starszego, niewdzięcznego, nie chce stracić. Tylko że nasz Pan urywa opowieść w tym właśnie miejscu, gdzie chcielibyśmy się dowiedzieć, czy starszy syn wszedł w końcu na ucztę, czy z obrażoną miną demonstracyjnie poszedł spać. Może chodzi o to, żebyśmy ten dalszy ciąg własnym życiem dopisali sami?