„...pozostawić wiele”

Autor tekstu
ks. Jacek Socha
Nie tak dawno spotkałem księdza Thomasa ze Szwecji, który przyjechał do Polski na kilka dni i dwukrotnie mieliśmy okazję koncelebrować Mszę św. Podczas jednej z rozmów okazało się, że mój gość jest eksduchownym protestanckim. W pewnym momencie swojego życia, wraz z małżonką, przeszedł na katolicyzm, a następnie przyjął święcenia kapłańskie. Słysząc jego historię stwierdziłem, iż miał bogatą historię powołania, a on potwierdzając dodał: „owszem, ale i musiałem wiele zostawić”.

Nie tak dawno spotkałem księdza Thomasa ze Szwecji, który przyjechał do Polski na kilka dni i dwukrotnie mieliśmy okazję koncelebrować Mszę św. Podczas jednej z rozmów okazało się, że mój gość jest eksduchownym protestanckim. W pewnym momencie swojego życia, wraz z małżonką, przeszedł na katolicyzm, a następnie przyjął święcenia kapłańskie. Słysząc jego historię stwierdziłem, iż miał bogatą historię powołania, a on potwierdzając dodał: „owszem, ale i musiałem wiele zostawić”. 

Te słowa zapadły mi bardzo w pamięci. Dlaczego? Myślę, że jest w nich jakieś dotknięcie głębokiej prawdy o życiu każdego człowieka: trzeba zgodzić się na pozostawienie wielu spraw, na utratę, by doświadczyć bogactwa, piękna, głębi i nowości.

Najwyraźniej widać to w śmierci. W lipcu tego roku towarzyszyłem mojemu tacie w chorobie i umieraniu, i na własne oczy mogłem dotknąć owego pozostawiania wszystkiego i wszystkich po to, by otrzymać jeszcze więcej i całkowicie. Utrata zdrowia, bierność i kruchość, pożegnanie z bliskimi, pozostawienie domu i rzeczy, aż wreszcie oddanie ostatniego tchnienia przygotowały mojego tatę na przyjęcie rzeczywistości nieporównywalnie bogatszej.

Również zwyczajne przenosiny i przeprowadzka zmuszają do zostawiania, by wejść z nadzieją w inną rzeczywistość. Tę myśl zilustrował mi swoim życiem ks. Adam. Podczas odwiedzin „po latach” usłyszałem, że w poprzedniej parafii był proboszczem prawie jedenaście lat i gdy dostał wiadomość, iż ma przejść do nowej parafii miał świadomość jak wiele pozostawi: ludzi, których pokochał, trudu i pracy, osiągnięć i zapewne porażek, jednakże gdy o tym mówił, dostrzec można było w nim wolność w stosunku do tej sytuacji. Dzisiaj żyje już nowym życiem w nowym miejscu i pośród nowych ludzi i ta nowość stała się jego bogactwem.

Piszę ten tekst będąc w tynieckim opactwie i tutaj również przekonuję się, że pozostawienie i zgoda na stratę są niezbędne, by mogło się wydarzyć coś nowego i prawdziwego. Otóż w 1939 roku do zrujnowanego opactwa w Tyńcu pod Krakowem przybyła grupa mnichów z Belgii. Gdyby nie ich odważna decyzja opuszczenia belgijskiego opactwa, które było ich domem macierzystym, nie byłoby dzisiaj ok. czterdziestoosobowej wspólnoty mężczyzn, którzy na fundamencie codziennej, wspólnej modlitwy odbudowali opactwo będące nie tylko atrakcją turystyczną, ale i miejscem bogatym duchowo. 

Każdy człowiek codziennie konfrontuje się z traceniem i pozostawianiem, jednakże Bóg wyśpiewuje nad ludźmi obietnicę i błogosławieństwo nowego życia.