Gdzieś w sercu na dnie

Autor tekstu
ks. Andrzej Leszczyński
Uczestniczyłem w rekolekcjach prowadzonych przez dwóch kapłanów. Włosi pracujący w Brazylii odpowiedzieli na zaproszenie Gdańskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, by podzielić się doświadczeniem wiary, kapłaństwa oraz prowadzonej posługi wśród ludzi ulicy. W Sao Paulo bowiem przed dziesięciu laty rozpoczęli dzieło, które promieniuje na cały świat. Inspirowani przesłaniem św. siostry Faustyny nazwali je Przymierzem Miłosierdzia.

Uczestniczyłem w rekolekcjach prowadzonych przez dwóch kapłanów. Włosi pracujący w Brazylii odpowiedzieli na zaproszenie Gdańskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, by podzielić się doświadczeniem wiary, kapłaństwa oraz prowadzonej posługi wśród ludzi ulicy. W Sao Paulo bowiem przed dziesięciu laty rozpoczęli dzieło, które promieniuje na cały świat. Inspirowani przesłaniem św. siostry Faustyny nazwali je Przymierzem Miłosierdzia.

Ojciec Antonello Cadeddo i Ojciec Enrique Porcu – bo o nich mowa - żyją w dzielnicach nędzy wśród najbiedniejszych. Założona przez nich wspólnota prowadzi obecnie w Brazylii 20 domów. Najważniejsze w nich jest głoszenie i praktyka orędzia Bożej miłości. Ojcowie gościli już kilka razy w Polsce, a emitowany przez telewizję film „Duch” przybliżył ich duszpasterską posługę. Nacechowaną modlitwą charyzmatyczną, licznymi nawróceniami, znakami, radosną ufnością, otwartością i poczuciem humoru. To wszystko stało się doświadczeniem prawie setki kapłanów – uczestników rekolekcji w Gdańsku Matemblewie. Przyjechaliśmy z Polski i ze świata, reprezentując duchowieństwo diecezjalne i zakonne. Połączyły nas zasłuchanie w Boże Słowo oraz wspólna modlitwa, spontaniczna, otwarta i pełna radości. Czerpaliśmy z tego czasu łaski. Każdy na swój sposób, według pragnienia i możliwości. Chowając w sercu słowa, przeżycia i uniesienia. Dotykając blasków i cieni kapłańskiej drogi.

Zacznę od końca. Dzień ostatni przyniósł naukę o uzdrowieniu wewnętrznym. Jego brak staje się źródłem nieufności, zamknięcia, rezerwowania jakiejś przestrzeni swego serca dla siebie. Towarzyszy temu doświadczenie smutku i ograniczenia. Tymczasem sięgając do przeszłości, nawet odległej, pytamy siebie o kształt różnych relacji. Rodzinnych, przyjacielskich, kapłańskich. Niewłaściwe traktowanie, poczucie wyrządzonej krzywdy rodzą brak przebaczenia, niekiedy wrogość. Zaproszenie Chrystusa do tych trudnych spraw przynosi uzdrowienie przeszłości. W konsekwencji zaś radość „nowego nieba i nowej ziemi”. To On wszystko czyni nowym, świeżym i kwitnącym. Zamienia nieurodzaj w najpiękniejszy ogród. Wyrywa chwasty, które w Ewangelii symbolizują zło i grzech. Te treści zresztą wybrzmiały niezwykle mocno dzień wcześniej. Rekolekcjoniści mówiąc o grzechu sięgnęli do tekstu klasycznego, zwracając uwagę na pewien istotny szczegół. Grzech Dawida rozpoczął się bowiem z pozoru niewiele znaczącym wtrąceniem. „Na początku roku, gdy królowie zwykli wychodzić na wojnę, Dawid wyprawia Joaba i swoje sługi wraz z całym Izraelem. Spustoszyli oni [ziemię] Ammonitów i oblegali Rabba. Dawid natomiast pozostał w Jerozolimie” (2 Sm 11,1). Pozostanie było odpuszczeniem przez Dawida tego, co zwykle podejmował, stało się wstępem do grzechu. Najpierw cudzołóstwa, a następnie zbrodni i kłamstwa. Odejścia kapłańskie i nie tylko, na co zwrócili uwagę rekolekcjoniści, zaczynają się właśnie od rezygnacji z tego, co jest istotnie przynależne do drogi powołania. Wierność, ta codzienna i zwyczajna, za każdym razem pomnaża łaskę wybrania. Sprawowane sakramenty, przepowiadane Słowo są nie tylko „trzymaniem pionu” czy wprzęgnięciem w bezpieczną strukturę. Uporządkowanym życiem czy opanowaniem sytuacji. To przecież bycie pomiędzy Chrystusem a konkretnym człowiekiem. Wobec niego pozostaje się narzędziem i naczyniem. A On – Zbawiciel – wypełnia je nieustannie. Zwłaszcza wtedy, gdy obok utartych ścieżek posługi pojawiają się nowe myśli, natchnienia i rozwiązania.

I tu prowadzący rekolekcje przywołali obraz wędrówki, która cechowała publiczną działalność Jezusa. Uczynili to pierwszego dnia odwołując się do znanego fragmentu. „W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona»” (Łk 10,38-42). Jezus ciągle wychodzi ze schematów, wędrując i przychodząc. Taką postawą daje przede wszystkim przykład swoim uczniom, dawnym i współczesnym. Niejeden z nas, kapłanów, chodzi po górach czy pielgrzymuje. Takie właśnie powinno być życie, nie schematyczne i zasiedziałe. I taka winna być posługa. Z właściwą proporcją łącząca postawę Marty i Marii, dająca pierwszeństwo „najlepszej cząstce”. Zasłuchanie w głos Jezusa i modlitwa gwarantują, że służba będzie rzeczywiście tym dobrem, którego chce od nas Bóg. W przeciwnym razie łatwo popaść w aktywizm, a w rezultacie wizje luźno powiązane z klimatem Ewangelii. Ten zaś, bez wątpienia, unosił się nad matemblewską świątynią w dniach naszych kapłańskich rekolekcji. Stał się naszym wspólnym doświadczeniem. Gdzieś w sercu na dnie.