Życie wypełnione 100 razy!

Autor tekstu
ks. Ignacy Soler
Z okazji rocznicy stulecia narodzin św. Jana Pawła II, Karola Wojtyły, chciałbym podzielić się moimi wspomnieniami tego wielkiego człowieka świętego z polskiej ziemi.

Pierwsza idea. Papież Jan Paweł II dał nam wszystkim przykład świętości. Wypełniał słowa kardynała Wyszyńskiego – musisz prowadzić Kościół do trzeciego millenium. I był posłuszny: prowadził cały Kościół do Chrystusa dążąc sam do Niego, stając się świętym, pokazując najbardziej atrakcyjną stronę Kościoła: bycia doskonałym, bycia świętym. Tak, łaska Boga ma pierwszeństwo i program duszpasterski na trzeci millenium to Chrystus i dążenie do utożsamienia się z nim, to dążenie do osobistej świętości. Łaska Boga ma pierwszeństwo. 
 
Pamiętam doskonale, kiedy pierwszy raz w moim życiu dowiedziałem się o istnieniu Karola Wojtyły. Trudno to zapomnieć. Siedziałem przy telewizorze w Rzymie, a dokładnie w Rzymskim Kolegium Świętego Krzyża w Cavabianca. Zaczynał się poniedziałkowy wieczór 16 października 1978 r. Wiadomość ‘habemus papam’ zgromadziła nas przy telewizorze, ponieważ nie było wtedy możliwości dotarcia do ‘piazza san Pietro’. Nie miałem żadnych wątpliwości co do imienia wybranego pzez nowego Papieża. Musiał to być Jan Paweł II, ponieważ poprzedni papież uśmiechu został głęboko w naszej pamięci i torował drogę naszym sercom do przyjęcia nowego papieża. Kardynał protodiakon bardzo dobrze wymawiał trudne imię: Wojtyła. Czy to Murzyn? – ktoś pytał. Prawie natychmiast inny krzyczał: znam go!, to Polak, uczestniczył kilka razy w CRIS (Centro Romano di Incontri Sacerdotali). 
 
Msza inauguracyjna pontyfikatu. Niedziela, 22 października. Wielu ludzi to czuło, także i ja mogę dać świadectwo. Byłem na placu św. Piotra, cały czas na stojąco. Włoskie słowa zostały na zawsze wyryte w mojej pamięci: ‘Non abbiate paura! Aprite, anzi, spalancate le porte Cristo!’. Od razu pomyślałem o ludziach z kręgu mojej rodziny i przyjaciół, którzy oddalali się od Chrystusa. Pomyślałem o narodach pod komunistycznym kowadłem. Pomyślałem o mnie. Nie trzeba się lękać, oddać się znowu Chrystusowi! 
 
Kolejne wspomnienie potwierdza, że papież-Polak to twardy człowiek, nieustępliwy. W pierwszym roku pontyfikatu Jan Paweł II zapowiedział, że odbędzie się procesja Bożego Ciała ulicami Rzymu. Od dawna jej nie było. Kolejne miesiące były bardzo napięte. Cała strona laicka Rzymu bardzo mocno sprzeciwiała się temu wydarzeniu. Autorzy artykułów w codziennej prasie opowiadali się raczej przeciwko tej inicjatywie, jednak mimo to Papież stanowczo utrzymywał: procesja Bożego Ciała musi być! I odbyła się 17 czerwca. Uczestniczyłem w tej procesji i pamiętam, że atmosfera była bardzo napięta, było prawie tylu policjantów, co uczestników. Podziwiałem nie tylko jego męstwo, ale również jego miłość do Chrystusa Eucharystycznego, bo są sprawy, w których nie wolno ustępować. 
 
Castengandolfo, niedziela, 19 sierpnia 1979 r. Msza święta z Janem Pawłem II dla studentów z Opus Dei. Ilu nas było? Trzystu, czterystu, pięciuset? A papież chciał osobiście udzielać każdemu Komunii Świętej. Przyjąłem Chrystusa Eucharystycznego ze swoich rąk pierwszy i ostatni raz. Byłem jednym z ostatnich w kolejce. Trwało to już ponad pół godziny. Silny Wojtyła trzymał puszkę lewą ręką. Spojrzał na kolejkę i, widząc, że nie jest już długa, uczynił taki gest, który przetłumaczony na język mówiony oznaczałby: ja to skończę! Znowu podziwiałem jego męstwo. 
 
Przejdźmy do Światowego Dnia Młodzieży w Santiago, 20 sierpnia 1989 r. Wszystko się już skończyło i papież czekał w samochodzie. Byłem za barierą, a między papieżem a mną – pusta przestrzeń. Byłem ubrany w sutannę. 
Papież patrzył na mnie, a ja patrzyłem na niego i machałem ręką. On również machał, przekrzywiając przy tym głowę, jakby chciał powiedzieć: tutaj jestem i czekam! Prosty, ludzki gest. Dla Jana Pawła II każdy człowiek był ważny i jeżeli ktoś pozdrawiał, on również pozdrawiał nieznajomego. Odczułem, że jego filozofia personalistyczna nie była teorią, że wcielała się w swoim codziennym życiu. 
 
Każdy z nas ma tysiące takich wspomnień. Pamiętam dzień 9 czerwca 1997, kiedy, już w Polsce, czekałem na ulicy Kanoniczej ponad dwie godziny, aby zobaczyć Papieża. Jan Paweł II odprawił Mszę świętą w kaplicy świętego Leonarda i wyszedł z katedry wawelskiej z dwugodzinnym opóźnieniem. Kiedy papież powitał nas z samochodu, tłum już się rozchodził. Obok mnie stała matka z czterema córkami, wszystkie były raczej małe. Wtedy jedna z nich powiedziała: ‘Mamo, czekałyśmy cztery godziny, żeby zobaczyć Papieża, warto było!’. Jaki przykład dała mi ta mała dziewczynka! Ja czekałem dwie godziny i miałem dosyć. Później spytałem znajomego księdza, który był na Wawelu:- Coś tam się stało? – Wiesz – odpowiedział kapłan – papież chciał modlić się dwie godziny po Mszy by podziękować Panu Bogu. A my mówimy, że nie mamy czasu na modlitwę! 
 
Pierwszego października 1995 r. zamieszkałem w Krakowie przy ul. Łukasiewicza. Poznałem kilku księży i dzięki temu miałem możliwość cotygodniowych dyżurów w konfesjonale w kościele Mariackim przy Rynku. W pierwszy piątek listopada zostałem zaproszony na wieczorną adorację eucharystyczną dla księży w kaplicy kurii krakowskiej przy ul. Franciszkańskiej 3. Kiedy zapytałem, czy naprawdę mogę uczestniczyć, odpowiedzieli mi, że tak, jak najbardziej i że kard. Macharski postępuje tak samo, jak to miał w zwyczaju jego poprzednik – Franciszkańska 3 to dom otwarty! Adoracja eucharystyczna zaczęła się punktualnie o 20.00. Rektor seminarium udzielił błogosławieństwa. Wcześniej, będąc ponad pół godziny na kolanach i patrząc na Chrystusa, zaczął prowadzić rozważanie, medytację – głośną modlitwę. Byłem pod jej wielkim wrażeniem. Widać było, że on po prostu się modli: prosto, bezpośrednio, szczerze i mądrze rozmawia z Chrystusem. Pomyślałem, że to jest szkoła i życie modlitewne, których nauczył się od kard. Wojtyły. 
 
Chciałbym jeszcze raz nalegać, właśnie teraz w tych dniach, spójrzmy w sposób szczególny na postać Jana Pawła II. Na czym polega jego świętość? Był człowiekiem zakochanym w Chrystusie, potrafił miłować bliźniego z całego serca, jego duch modlitwy był nieustanny. Tak, to wszystko i wiele rzeczy więcej. Teraz zwróćmy uwagę na to, co wszyscy ludzie widzieli i podziwiali: był człowiekiem pracy, pracował w sposób niezmordowany, pracował obiema rękoma, potrafił czytać książkę i jednocześnie słuchać kogoś kto opowiada, pamiętając i jedno i drugie. Jego pontyfikat w liczbach bije wszystkie rekordy! Jan Paweł II był człowiekiem pracy – de labore solis – dużo pracował, intensywnie, w sposób oddany, miłował swoją pracę, lubił swoją pracę, miłował swoje papieżowanie! 
 
Dlaczego papież był tak pracowity? Za człowiekiem świętym ukryci są inni święci. Mam na myśli ojca Karola Wojtyły, który jego proces beatyfikacyjny został nie dawno otwarty, a dotyczy również mamy Karola Wojtyły. W kartotece wojskowej Karola seniora było napisane: ‘niezwykle obowiązkowy, z prawym charakterem, poważny, o świetnych manierach, skromny, czuły na punkcie honoru, z silnie rozwiniętym poczuciem odpowiedzialności, bardzo uprzejmy i niezamordowany w pracy’. W tym opisie postaci ojca łatwo dostrzec również i syna. Postać modlącego się ojca był dla przyszłego papieża szkołą modlitwy, postać pracowitego ojca najlepszym przykładem: jaki ojciec, taki syn. 
 
Nasza codzienna praca zjednoczona z pracą Chrystusa zbawi świat. Norwid powiedział: „Bo piękno na to jest, by zachwycało / Do pracy – praca, by się zmartwychwstało”. I przyszły błogosławiony Jan Paweł II interpretował słowa Norwida w następujący sposób: „Trudno się oprzeć przeświadczeniu, że w słowach tych stał się jednym z prekursorów Vaticanum Secundum, jego bogatego nauczania. Tak głęboko umiał odczytać tajemnicę paschalną Chrystusa. Tak precyzyjnie przetłumaczyć ją na język życia i powołania chrześcijańskiego. Związek między pracą, pięknem, zmartwychwstaniem. Sam rdzeń chrześcijańskiego – być i działać – esse et operare”. 
 
Esse et operare, być i działać. Człowiek jest, a także staje się. Staje się lepszym człowiekiem, kiedy pracuje dla innych. Każdą pracę trzeba rozumieć w kategoriach służby. Praca to relacja z ludźmi, by dobrze pracować trzeba dobrze pracować z ludźmi, mieć dobry kontakt z osobami z którymi pracujemy. Św. Josemaría podpowiada nam: „Oto recepta dla twego życia: <<Nie pamiętam o swoim istnieniu. Nie myślę o swoich sprawach, bo nie starcza mi na to czasu>>. Praca i służba!” 
 
Wielkość Jana Pawła II polega na umiejętności ukazania prawdziwego oblicza Kościoła – oblicza świętości. Credo in Unam, Sanctam, Catolicam et Apostolicam Ecclesiam! Kościół Chrystusa jest święty mimo osobistych grzechów chrześcijan, które nie potrafią przesłonić prawdziwego oblicza Kościoła, jego świętości. Papież Polak bronił świętości Kościoła na dwa sposoby. Po pierwsze, beatyfikował i kanonizował wielu chrześcijan, a po drugie – sam dążył do świętości. 
 
Wśród tych uroczystości szczególne znaczenie ma dla mnie beatyfikacja (17 maja 1992 r.) i kanonizacja (6 października 2002 r.) Josemarii Escrivy, założyciela Opus Dei, w których miałem okazję uczestniczyć. Ten święty kapłan od 1928 r. głosił nowinę starą i zarazem nową: świętość chrześcijańska jest dla wszystkich, a świeccy są powołani do jej poszukiwania w miejscu pracy i w rodzinie. To powszechne powołanie do świętości zostało przyjęte przez Sobór Watykański II, a – jako że sobór został otwarty przez papieża bł. Jana XXIII w 1962 r., a zamknięty przez papieża Pawła VI  w 1965 r. – to właśnie Jan Paweł II w wielkiej mierze miał za zadanie urzeczywistnić naukę soborową. 
 
Święty już tu na ziemi utożsamia się z Chrystusem. Karol Wojtyła już w młodym wieku dążył do świętości. Widoczne było u niego to dążenie do bycia drugim Chrystusem, samym Chrystusem. Ks. prof. Tokarz, historyk filozofii hinduskiej, w latach pięćdziesiątych dojeżdżający razem z ks. Wojtyłą z Krakowa na KUL, po nominacji biskupiej ks. Wojtyły w 1958 r. powiedział do studentów: „Wreszcie kuria mnie posłuchała. Chodziłem tam często i mówiłem im: Zróbcie Wojtyłę biskupem. Pobożność ma, mądrość ma i dobroć ma. Różnica między nim a mną polega na tym, że ja zaraz po przebudzeniu w pociągu wychodzę na papierosa, a on klęka przy oknie i modli się, modli się bez końca”. 
 
Gdybym miał wybrać jeden z rysów świętości Wojtyły, byłaby to jego zdolność do słuchania, przede wszystkim Pana Boga na modlitwie. Był człowiekiem modlitwy, mistrzem dialogu z Bogiem, ponieważ potrafił zawsze słuchać tego, co Duch Święty ma do powiedzenia. Słuchał Boga i stał się posłuszny Woli Bożej wypełniając Boskie plany aż do końca, aż do krzyża. Potem, na drugim miejscu, potrafił doskonale słuchać głosu każdego człowieka i w ten sposób stał się sługą wszystkich, prawdziwym „servus servorum Dei” – sługą sług Bożych. 
 
Jest to święty, który kochał Boga, siebie i innych. Był normalnym człowiekiem, ukazującym świętość jako normę dla każdego. Był radosny. Będąc kapłanem, biskupem i papieżem lubił „popapieżować” – popodróżować. Zrozumiał bowiem świętość jako misję, aby zanieść Chrystusa aż na krańce świata. Stał się papieżem podróżnikiem, głosicielem Ewangelii na miarę Piotra i Pawła, bez wątpienia największym papieżem XX wieku. Bardzo wysoko ustawił poprzeczkę świętości dla wszystkich chrześcijan trzeciego millenium. 
 
A jego czułe nabożeństwo do NMP i do św. Józefa? Wystarczy powiedzieć, że zrealizował do końca jego dewiza w herbie biskupim i papieskim – Totus tuus. A jego nabożeństwo do świętego Patriarchy staje się widoczne czytając jego Adhortacja Apostolska Redemptoris Custos.  W Sanktuarium Jana Pawła II w Krakowie, ksiądz artysta teolog Rupnik umieścił papieża Polaka w miejscu przeznaczonym dla Józefa przy ogólnym ołtarzu  z kolorowych mozaik pełnych symboliki. 
 
Chrystus na krzyżu i jego ostatnie słowa: Dokonało się! Jan Paweł II i jego ostatnie słowa: Amen! Karol Wojtyła utożsamiał się z Chrystusem, wypełnił wolę Boga Ojca aż do końca. Święty Janie Pawle, módl się za nami!